NA POKŁADZIE I POD POKŁADEM

 

Nieraz już wspominałem, że jedną z ważniejszych zalet pływania z załogami i to coraz innymi, jest szansa na długie pogawędki. Te możliwości pomnażają spotkania w portach, wzajemne odwiedziny na jachtach i posiedzenia w tawernach.

Każdy spotkany żeglarz ma swoją opowieść, trzeba tylko umieć jej wysłuchać. Choć lubię to czynić, to nie jestem najlepszym słuchaczem, a już wierne zapamiętanie zasłyszanych historii i przygód, czy anegdot, zdecydowanie nie jest moją specjalnością. Czasem jednak coś  z zapadnie w pamięć.

Sezon się zaczął, w moim przypadku chropowato, czyli początek był tylko formalny. Ani TEQUILA ani jej skipper nie są gotowi. Pozostaje więc na razie wspominać.

Kilkanaście lat temu wybraliśmy się w rodzinno-koleżeńskim gronie w krótki rejs do Travemünde. W momencie przejmowania jachtu w Gdyni okazało się, że silnik ma tylko bieg do przodu. Prowadzący Tomek mimo tego podjął decyzję, że plyniemy, Radził sobie z manewrami w sposób wzorowy, nawet  w zatłoczonych portach niemieckich. Od Travemünde mieliśmy rozpocząć powrót, mimo pewnej rezerwy czasu. Prognoza była „mżawkowata”, zdecydowanie mało sympatyczna i raczej mało wietrzna. Pyrkaliśmy ku wyjściu na wolnych obrotach (ten „brak wstecza”), gdy nagle radio odezwało się po polsku:

„Passat, Passat, gdzie wy płyniecie?”

Ktoś odpowiedział, że do Polski. Na to padło pytanie, czy znamy prognozę… Tak, znamy. „Będzie burza, sztorm, ósemka… wracajcie. Staniecie przy mojej burcie…” Wydawało się to absurdalne, jednak skipper Tomek uległ perswazji, mimo kwaśnych min młodzieżowej większości załogi.

Weszliśmy do Mariny nomen-omen Passat. Powitał nas otwartymi ramionami Juras pokazując miejsce koło swojej „wypasionej Bawarki”: „Patrzcie jaka pogoda pod psem, a ja chciałem się napić w dobrym towarzystwie”. No i impreza była piękna. Oczywiście rankiem nie wypłynęliśmy również. A Juras opowiadał. Wyemigrował z Polski w latach 80-ch, ciągnąc na holu swoją Venuskę. W Niemczech mu się powiodło, między innymi zmienił jacht, spędzał na nim sporo czasu co sezon, w tym od pewnego momentu w portach polskich, żeglując często w gronie innych jachtów polonijnych.

Przytrafiło mu się wtedy sporo śmiesznych incydentów na cywilizacyjnym styku szeroko rozumianego Zachodu i Wschodu. Słynna jest jego opowieść o odprawie granicznej w Dziwnowie. Juras wybierał się stamtąd do Rönne, a potem dokąd wiatr poniesie. Funkcjonariusz, nie wiem, czy jeszcze WOP, czy już SG, zadał oczywiste w sumie pytanie: „Dokąd pan płynie?” – „Do Chin.” – padła odpowiedź. – „Jak to do Chin?” – „No do Chin, pisz pan: Do Chin”. Dalszego dialogu już nie jestem w stanie po latach odtworzyć, pamiętam, że bolały nas brzuchy ze śmiechu, w każdym razie pointa była taka, że żeglarz obywatel wolnego świata płynie tam, gdzie chce i nikomu nic do tego.

Codzienny widok na zatoce

Juras opowiedział też historię-anegdotę ze swojej najbliższej okolicy. Rzecz działa się w mglistą jesienną niedzielę w Zatoce Meklemburskiej. Mimo kiepskiej widzialności na wodzie było sporo weekendowych żeglarzy   z kilku okolicznych portów, telepiących się przy słabych podmuchach wiatru, wszyscy liczyli, że mgła wkrótce ustąpi i będzie piękny dzień. Nagle na kanale 16 rozległ się kobiecy głos:

– „Jest tu kto? Słyszy mnie ktoś?!”

Odezwało się kilka głosów.

– „Mąż mi zginął!!!”

– „Jak to zginął?”

– „No był na pokładzie i go nie ma.”

Na to włączyła się już Straż Przybrzeżna. Cierpliwie pytając uzyskali wyjaśnienie, że pani wyszła na pokład i stwierdziła, że nie ma na nim męża. Próbowała bezskutecznie wołać, po czym nauczona przez męża jak włączyć radio, zawołała o pomoc.

-„Gdzie pani jest?”

– „NIE WIEM. Znajdźcie go. On ma 80 lat.”

Potem okazało się jeszcze, że nie umie sama obsłużyć jachtu.

Cierpliwie dopytywali, co widać w pobliżu – MGŁĘ – a czy widziała coś wcześniej. – „Tak, takie białe na wysokim brzegu”

– „Białe? Może przyczepy kempingowe?”

– „O tak, przyczepy”.

– „To już wiemy gdzie pani szukać. Wysyłamy do pani pomoc.”

RIB Straży Przybrzeżnej zlokalizował jacht dość łatwo, gorzej było z dalej: starsza pani uparła się, że bez męża nigdzie się nie ruszy. Zaczęto organizować planowe poszukiwania, akcja się rozkręcała, gdy na kanale 16 ktoś zawołał:

– „Znalazłem faceta w garniturze i krawacie!”

I tak było. Starszy pan wybrał się na krótką wycieczkę z żoną. Spadł, nie mógł się dowołać żony, więc położył się na wznak i postanowił czekać, korzystając z tego, że woda w zatoce była ciepła po udanym lecie.

Tym razem obyło się bez szelek i kamizelki. Tym razem. Trzymajcie kciuki, bym kolejny raz mógł napisać do Was już z wody

 

KONIEC ZIMOWEJ PORY

Skończyła się zima, zaczyna się sezon. Jachtu na wodzie. A więc zapraszam: Zimową Porą 80

Nowa Zelandia obroniła Puchar Ameryki

Dziesiąty bieg 36AC właściwie był bez historii. Po wyrównanym starcie na pierwszych 200 metrach trasy prowadziły Włochy. Potem sprawniej halsująca Te Rehutai ich wyprzedziła. Trochę meczowej walki było jeszcze do pierwszej bramki, a dalej przewaga ETNZ już tylko rosła, dochodząc na mecie do 45 sekund. Włosi, których jedyną szansą było ryzykować, poplynęli asekurancko, popełniając kilka błędów.

Prowadzona przez Petera Burlinga Nowa Zelandia triumfuje. Srebrny Dzbanek pozostaje na wyspach.

Wynik 7:3 oddaje różnicę między ekipami. Jacht nowozelandzki był szybszy, a Peter Burling nie przegrywa. Okazał się równorzędnym przeciwnikiem dla pary Spithill-Bruni, także w czysto meczowych umiejętnościach.

36 AC – czwarte zwycięstwo ETNZ z rzędu

Dziewiąty, bardzo wyrównany bieg zakończył się zwycięstwem Nowej Zelandii. Stan meczu 6:3 i Kiwi mają “piłkę meczową”.

Po równym starcie jachty szły łeb w łeb. Na kolejnych bokach minimalne prowadzenie zmieniało się kilkakrotnie. Na bramkach Włosi byli o jedną lub kilka sekund z przodu, robiąc wrażenie nieco szybszych w dół, podczas gdy NZ była szybsza w górę. Przy zwrocie na ostatni “leg” ETNZ uzyskał minimalną przewagę i odtąd powiększał ją aż do mety.

Zaraz 10 wyścig, czy okaże się ostatni?

Wyścig 10 został odwołany. A więc do jutra…

36 AC – 2 : 0 dla Kiwi

Ten dzień może okazać się kluczowy dla całości regat. Zapowiedziano słaby i nieco zmienny co do kierunku wiatr. Wydawało się, że te warunki będą faworyzować Luna Rossę, na której postanowiono używać największego foka. Jak zobaczymy, nie potwierdził tego bieg wydarzeń.

W biegu 7 obaj rywale startowali niemal równo, lecz po starcie Włosi mający przewagę prędkości  osiągnęli minimalną przewagę. Halsowali przed ETNZ dobrze znosząc nieustanną presję, a nawet powiększając prowadzenie do 19 sekund na pierwszej bramce. Na pierwszym kursie z wiatrem prowadzenie utrzymali i po obejściu drugiej bramki nastąpił kluczowy moment. Podczas intensywnej halsówki na zmiennym wietrze Nowozelandczycy wyprzedzili Włochów i od tej pory już prowadzili konsekwentnie powiększając przewagę i wygrywając ostatecznie o 59 sekund. Był to kawałek fajnej walki typowo meczowej i pierwszy wyścig, w którym prowadzacy na starcie nie odniósł zwycięstwa. Stan meczu 4:3 dla ETNZ.

Wyścig nr 8 został zdominowany przez słaby i zmienny wiatr. Start był równy, oba jachty halsowały szukając lepszych warunków.  Na pierwszej bramce Luna Rossa osiągnęła 16 sekund przewagi. Po zwrocie ETNZ dwukrotnie wpadł do wody i Włosi szybko zaczęli odjeżdżać. Wydawało się, że wyścig jest rozstrzygnięty, na drugiej bramce mieli ponad 4 minuty przewagi. Burling jednak zdołał podnieść się na foile i cierpliwie kontynuował wyścig ze stratą niemal całego boku trasy. Na trzeciej bramce nastąpiła katastrofa Włochów. Utopili łódkę i bardzo długo nie mogli podnieść jej do lotu. Szukając wiatru, który osłabł do 5, 6 węzłów, wyszli poza granicę “boiska” otrzymując nieistotną już dla przebiegu zdarzeń karę. W tym czasie nadszedł komunikat jury o skróceniu wyścigu o ostatni kurs z wiatrem. Podczas gdy Bruni ze Spithillem walczyli o powrót do ścigania się, Burling ostrożnie trzymając się na foilach zniwelował straty i objął prowadzenie. Sytuacja się odwróciła: teraz ETNZ był o kilka minut z przodu i tak już pozostało do końca.

Luna Rossa miała jakieś problemy z prowadzeniem dużego foka ale myślę, że w biegu 8 nie to zdecydowało. Już wcześniejsze wychodzenie z wody ETNZ przy wietrze 7 do 8 kn okazało się nieproste. A Włosi mieli około 6 kn wiatru, o ile do utrzymania się Nowozelandczyków na foilach to jeszcze wystarczylo, to do startu Wlochów nie. No i “czekali” na te ponad 7 kn.

A więc stan meczu 5:3 dla Nowej Zelandii, której brakuje dwóch zwycięstw do obronienia Pucharu.

">

36 AC – No wind – no race

Wobec braku wiatru odwołano wyścigi nr 7 i 8.

36 AC – remis po trzech dniach

Trzeci dzień Pucharu to znów słabe wiatry. W pierwszym wyścigu Nowozelandczycy popełnili błąd w prestarcie. Długo nie mogli podnieść się na  foilach i ostatecznie Włosi startowali ze znaczną przewagą, która na pierwszych bramkach jeszcze rosła. Potem ETNZ, szybszy i w żegludze z wiatrem i na wiatr, tę przewagę zmniejszał. Ostatecznie zwycięstwo Luna Rossy o 18 sekund.

W drugim prestarcie role się odwróciły. Włosi nie potrafili osiągnąć właściwej  predkości – momentami byli dwukrotnie wolniejsi od Kiwi, którzy startowali bezbłędnie. Potem wyścig był bez historii, szybszy na obu kursach ETNZ powiększał systematycznie przewagę, kończąc z rekordową minutą i 45 sekundami przed Wlochami.

Tak więc po trzecim dniu jest 3:3 i czekają nas jeszcze co najmniej dwa dni wyścigowe.

Odnotować należy, że wobec obniżenia poziomu restrykcji i pięknej pogody weekendowej, frekwencja widzów na lądzie i na wodzie była rekordowa.

 

36 AC – dzień drugi i znów remis

Po dniu przerwy wznowiono regaty. W międzyczasie obniżono poziom epidemiczny do pierwszego, co oznacza, że już zaczęły się pojawiać tlumy kibiców. Do tego stopnia, że musiano wstrzymać start pierwszego wyścigu aby umożliwić usunięcie zbyt blisko podchodzących łódek z widzami.

Wyścigi skończyły się wygranymi na pole startowe lewym halsem, te teamy wygrywały minimalnie prestarty i potem prowadziły aż do mety. W pierwszym obaj rywale nie popełniali błędów, wystartowali niemal równo, z początku ETNZ próbował “walki wręcz”, lecz Spithill znakomicie się bronił i szybko okazało się, że w lekkowiatrowych warunhach Luna Rosa ma przewagę w żegludze na wiatr. Mimimalnie większa prędkość Nowozelandczyków przy żegludze w dół tego nie kompensowała. Ostatecznie Włosi wygrali z przewagą 37 sekund i po raz pierwszy objęli prowadzenie w meczu.

Bieg numer 4 ETNZ zaczynał wejściem na pole startowe lewym halsem. Burling nie popełnił błędu i startował minimalnie jako pierwszy.  Jedyne wydarzenie godne uwagi to była dziwna decyzja Spithilla. Widząc, że “Kiwis” w pewnym momencie tracą na słabym wietrze prędkość, próbował wykonać bardzo ryzykowny manewr zwany “hook” polegający na przejściu tuż za rufą rywala na jego zawietrzną i zmuszenie do wyostrzenia, a w konsekwencji niechcianego zwrotu. To się nie mogło udać, tym bardziej, że ETNZ odzyskał lotność. Spithill wycofał się z pomysłu i oba jachty startowały niemal równo.

Tradycyjnie prowadzący Burling stopniowo powiększał przewagę, lecz wciąż szanse były wyrównane. Wtedy nastąpiły jakieś problemy techniczne z operowaniem prawym foilem, który przez dłuższą chwilę nie dawał się opuścić.*) Spowodowało to, że strata Włochów zaczęła szybko rosnąć i ostatecznie ETNZ wygrał z przewagą 65 sekund. Stan meczu 2:2.

Kolejne wyścigi zaplanowano już codziennie. Czeka nas więc pasjonujący weekend. 

*) Przed chwilą w studio Macieja Cylupy i Szymona Jabłkowskiego usłyszałem, że podobno Francesco Bruni pomylił przyciski!

 

Porozmawiajmy o sternikach

Teamy w Pucharze Ameryki to dziesiątki albo setki osób. Załogi liczą 11 członków. Jednak najważniejsze nazwiska to sternicy.  To oni ostatecznie prowadzą bolidy, co prawda wystarczy błąd każdej innej osoby, by byli bezradni, na tym poziomie błędy są niewybaczalne, lecz od lidera zawsze zależy ostatecznie wszystko.

Fascynujące jest porównanie obu teamów pod tym względem. Zacznijmy od Luna Rossa Prada Pirelli. Włoski team ma dwóch sterników. Ciekawe, czy oznacza to, że także dwóch liderów.

Francesco Bruni (rocznik 1973), reprezentował Włochy na trzech olimpiadach w klasach Laser, 49er i Star zajmując miejsca na początku drugiej dziesiątki.  Wielokrotnie był członkiem ekipy włoskiej (raz także szwedzkiej) w eliminacjach Pucharu Ameryki, wygraną w Prada Cup przyniósł jego trzeci start jako sternika ekipy. Jest najstarszym i chyba najbardziej doświadczonym z trójki sterników, choć jak dotychczas bez sukcesów.

Australijczyk James Spithill (rocznik 1979), jako jedyny nie był zawodnikiem olimpijskim. Za to zdobył mistrzostwo świata w regatach meczowych i w klasie RC44. Jako członek ekipy włoskiej w eliminacjach Pucharu Ameryki 2007 dorobił się przezwiska Pitbull. W 2010 jako wówczas najmłodszy w historii zdobył Puchar dla USA, pokonując broniący szwajcarski (obsadzony przez Nowozelandczyków) team Alinghi. Trzy lata później obronił puchar przez Nową Zelandią wyprowadzając stan meczu z 0:8 na 9:8! Tej sztuki nie udało się powtórzyć w 2017, Nowa Zelandia prowadzona przez Petera Burlinga wygrała 8:1. Spithill po zwycięstwie w drugim biegu tegorocznego Pucharu jest rekordzistą w ilości wygranych pojedynków.

Oba zdjęcia Carlo Borlenghi, ze strony Luna Rossa Prada Pirelli

Emirates Team New Zealand powierzył ponownie prowadzenie załogi “Te Rehutai” Peterowi Burlingowi (rocznik 1991). Lista jego osiągnięć jest nie do zapamiętania. Złoty i srebrny medal olimpijski w klasie 49er, cztery tytuły mistrza świata w tej klasie, dwa tytuły mistrza świata w klasie 420 (w tym jako najmłoszy w historii). Rekord wygrania wszystkich regat pomiędzy olimpiadami 2012 a 2016 itd. Startował także w załodze oceanicznych regat Volvo. W 2017 jako najmłodszy w historii zdobył Puchar Ameryki, odbierając go Amerykanom prowadzonym przez Spithilla. Obecny finał stał się więc ich osobistym rewanżem. Słabością Burlinga może być brak doświadczenia meczowego, start na latających katamaranach w 2017 takowego nie zastąpi.

Fot. stuff.co.nz

Jak wypada porównanie teamów? Po stronie Włochów jest ogromne doświadczenie obu serników – wszak dla Pitbulla to już siódmy cykl pucharowy, a Bruni też startował wielokrotne. Obaj są zaprawieni w walce, zwycięstwa dla nich nie nowość ale też potrafią podnosić się z porażek, a nawet klęsk i walczyć aż do końca. Poza tym Jimmi Spithill imponuje spokojem, mówi się, że jego tętno nigdy nie przyśpiesza.

Z kolei Burling to złoty chłopak, nie zna innego rozwiązania, niż zwycięstwo. Niezwykły talent może zrekompensować brak doświadczenia w meczach, tym bardziej, że specyficznie meczowe zagrywki są w tegorocznym Pucharze stosowane tylko w walce przedstartowej. Team włoski może być nieco obciążony żądzą rewanżu i paraliżowany perspektywą zdobycia Pucharu po raz pierwszy. Na pewno pomocne będzie ich duże doświadczenie obu sterników  i odporność Spithilla. Może mniej pewnym punktem jest lewoburtowy sternik Bruni, któremu zdarzało się już popełniać błędy. Z kolei Burlingowi może być trudniej bronić Pucharu w sytuacji kiedy wszyscy od niego oczekują zwycięstwa. Już nie jest debiutantem, tylko faworytem. Wierzmy, że to udżwignie.

 

 

">

Porozmawiajmy o bolidach – 4

Korzystając z przerwy w wyścigach wróćmy jeszcze do bolidów i zastosowanych w nich rozwiązań.

Na początek jeszcze trochę o foilach. Nie wspominałem, że maksymalne zanurzenie foila to 5, a wychylenie za burtę 4 m. Muszą one być umieszczone w określonej odległości od pawęży, co wymaga dostosowania wzdłużnego rozkładu mas jachtu i załogi.

Tu najwyraźniej widać rożnice między oboma jachtami. Foile włoskie mają większą powierzchnię, co zapewnia pojawienie się siły nośnej przy mniejszych prędkościach, za to smukłe foile nowozelandzkie mają mniejsze opory. Tu ciekawostka: podobno obliczono, że ich foil przy pełnej prędkości zapewnia siłę nośną rzędu 70 ton.

Foile na krańcach mają coś w rodzaju “wingletów” – jak skrzydła współczesnych samolotów pasażerskich. Służą one zmniejszeniu oporu indukowanego wynikającego z przepływu wody wokół końcówki skrzydła z obszaru o większym ciśnieniu do obszaru z ciśnieniem mniejszym.

Przepis wymaga by foil był symetryczny (maksymalna rozpiętość 3 m) i miał dwie lotki. Foile nowozelandzkie mają lotki bardzo blisko siebie, rozdzielone tylko wąskim paskiem, co umożliwia operowanie nimi za pomocą jednego, wspólnego mechanizmu. To pozwoliło skonstruować najcieńsze i najlżejsze ramiona, wytwarzające także najmniejsze opory.

Mniejsze foile także są lżejsze, dla osiągnięcia wymaganej masy zestawu ramię-foil nowozelandczycy musieli zaprojektować coś w rodzaju bulb zawierających balast. Efektem jest dodatkowe zwiększenie ramienia momentu prostującego na nawietrznym foilu. Czy zwiększa to opory foila zanurzonego?

Operator foila (kontroler lotu) steruje jego opuszczaniem i podnoszeniem, wychyleniem klap (lotek), może też w niewielkim stopniu regulować kąt natarcia całego płata. Dalszej regulacji można dokonać przez zmianę wzdłużnego trymu całego kadłuba. Osiąga się to za pomocą steru! Na filmach widać bardzo smukłe płetwy sterowe (dopuszczalne zanurzenie do 3,5 m). Płetwa zakończona jest niewielkim skrzydełkiem – foilem. Tu nie ma lotek, lecz i tak stery różnych teamów mocno się różnią. Z tego, co wiem, były doskonalone niemal do ostatniej chwili. Płetwa (jak w katamaranach AC 50) może obracać się wokół dwóch osi. Jak każdy ster osi pionowej i w pewnym zakresie osi poziomej. To wychylenie płetwy do przodu lub do tyłu, za cenę zwiększonego oporu, daje regulacją kąta natarcia foila i dodatkową siłę nośną na samej rufie.

żródło: sailingworld.com

Wspomnijmy teraz o innej różnicy między konkurentami – tym razem mniej “technologicznej”. Luna Rossa pływa z dwoma sternikami: na prawej burcie Spithill, na lewej Bruni. Na ETNZ Peter Burling steruje sam na obu halsach. Wynika to z faktu, że jak na małej mieczówce zajmuje się on także trymowaniem grota. Oznacza to, że musi “ogarniać” znacznie więcej informacji, wykonywać więcej czynności.  Jest mu też trudniej na jednym halsie. Z drugiej strony droga pomysł-decyzja-realizacja jest krótsza i mniejsze ryzyko błędów w komunikacji, które obserwowaliśmy np. u Amerykanów.

Warto jeszcze wspomnieć, że to chyba pierwsze w historii tak zinformatyzowane regaty. Ogromna ilość parametrów jest mierzona non-stop. Z części informacji załogi korzystają na miejscu. Wszystkie dane są obrabiane i analizowane przez zespoły lądowe i służą nieustannemu doskonaleniu i sprzętu i sposobu jego wykorzystania.

A już na koniec dziś: jeden z jachtów przekroczył granicę 51 węzłów przy wietrze rzeczywistym około węzłów 15. Ponad trzykrotnie szybszy, niż wiatr!