Meteorologiczne przedszkole

Wstęp

Dla żeglarza, szczególnie dla żeglarza żeglującego po morzu i na małym jachcie, dokładna i trafna prognoza pogody ma fundamentalne znaczenie, śmiem twierdzić, że w dobie GPS-ów, ważniejsze, niż nawigacja i manewrowanie w portach.

Meteorologia zawsze była trochę sztuką magiczną. Generalnie możliwości pewnego przewidzenia pogody przez żeglarza-amatora były dość niewielkie, można było się ratować prognozami nadawanymi przez radio lub systemem Navtex. Żeglarzy uczono o masach powietrza, globalnych cyrkulacjach, rodzajach chmur, czasem okraszano to tradycyjnymi rzekomo porzekadłami w rodzaju „Gdy czerwono słońce wschodzi, w marynarzu bojaźń rodzi”. W ośrodku trzebieskim uczono jeszcze odbierania i rozumienia prognoz radiowych, okraszając to ściągawką księdza kapitana Piotra Lenartowicza. Zawierała ona godziny i częstotliwości nadawania prognoz Radia Warnemünde, schemat prognozy, konturową mapkę Europy do wrysowywania sobie sytuacji barycznej i krótki słowniczek podstawowych terminów. Jeśli ktoś skorelował to z wiedzą z kursu, mógł dysponować stosunkowo dobrą informacją na dwa najbliższe okresy dwunastogodzinne.

W ciągu minionego ćwierćwiecza precyzja i sprawdzalność prognoz wzrosły niepomiernie. Tym bardziej warto z nich korzystać. Opowiem o mojej osobistej praktyce w tym zakresie. Nie roszczę sobie pretensji do zaprezentowania wiedzy pełnej ani niepodważalnej, bo jej nie posiadam, opisuję praktyczne doświadczenia z małego jachtu Bałtyku z ostatnich kilku lat.

Wszyscy praktycznie oglądamy prognozy nadawane w telewizji. Ładniejsza lub brzydsza pogodynka miota się przez elektroniczną mapą, której sama nie widzi, pokazując dla ilustracji rejony mapy, w które akurat uda jej się rączką trafić, bez związku z treścią pogody. Słyszymy na przykład, że na wybrzeżu mogą wystąpić przelotne opady nasilające się po południu, gest łapki pokazuje rejon od gdańska po Kołobrzeg. Siedzimy na plaży w Łebie, cały dzień piękne słońce, komentujemy, że „te prognozy, panie, to…”. Dopiero jutro w rozmowie telefonicznej z ciocią dowiadujemy się, że u niej w Drawsku lało cały dzień. Oto okazał się pierwszy problem: brak precyzji w czasie i przestrzeni. Dla żeglarza podstawową kwestią jest kierunek i prędkość wiatru. Tu ogólność i nieprzydatność informacji jest jeszcze większa.

Próbujemy wiec korzystać z morskich prognoz radiowych. Marcin Palacz w swoim przewodniku pisze: Polską instytucją ustawowo zobowiązaną do opracowywania morskich prognoz pogody jest Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW). Oddział Morski Instytutu, z siedzibą w Gdyni, 4 razy na dobę udostępnia tzw. rybacką prognozę pogody. Prognoza każdorazowo obejmuje okres najbliższych dwunastu godzin oraz, orientacyjnie, następne 12 godzin. Podawana jest przewidywana siła wiatru w stopniach Beauforta, stan morza w tzw. skali Douglasa, temperatura, widoczność i ewentualnie informacja o opadach. Prognoza określana jest dla dwóch podstawowych obszarów: Bałtyku Południowego oraz Południowo Wschodniego. ….. Dodatkowo, podawana jest prognoza dla tzw. „polskiej strefy brzegowej” obejmującej wody przybrzeżne (łącznie na całym polskim wybrzeżu) oraz prognoza dla Zalewu Szczecińskiego.

Prognozy radiowe są dla mnie kłopotliwe. Trzeba mieć skutecznie odbierające radio i pamiętać o właściwych godzinach. Na tym nie koniec prognoza jest odczytywana szybko, niechlujnie i, co gorsza, w nieprecyzyjnie przestrzeganych terminach. A do tego cierpi na ten sam brak, co telewizyjne pogodynki: brak precyzji w czasie i przestrzeni.

Wyposażenie

Na szczęście jest Internet. I na szczęście w dzisiejszych załogach każdy posiada smartfona. Smartfony spowodowały, że kilka lat temu zaprzestałem korzystania z komputera i wszystkie funkcje związane z nawigacją, prognozami, informacją o portach i locją oraz informacja o przepływających statkach znajduję w smartfonie. Ktoś powie, że to ryzykowne. Odpowiem, ze nie. Uczciwie przyznaję, że wożę komplet map papierowych, od dwóch lat nie wyciągam ich spod materaca hundkoi. Mam ręczny namiernik, ekierkę, cyrkiel, ołówki, ręczne GPS i to dwa. Mam też radio VHF, którym mogę odebrać prognozę z Polish Rescue Radio (potworek “patriotycznego” rządu nie mówiący po polsku) i odbiornik samochodowy, gdzie mogę słuchać Warszawy I. Mam, i zamknijmy tę kwestię. Mam prawo być dinozaurem. Więcej: namawiam innych, w tym młodych do naśladownictwa.

Używam jednak smartfonów. Najstarszy, wieloletni S4„wyczyszczony” ze wszelkich niemal aplikacji i plików, ustawiony w trybie lotniczym, jest włożony w przegubowy uchwyt (na zdjęciu) umożliwiający obserwację ekranu z kokpitu lub z wnętrza.

Na stale podłączony do gniazda zapalniczki, służy jako „nawigacja” używająca aplikacji Navionics. Kolejny, „niby wodoodporny” S7 sprzed czterech lat, leży naładowany w torbie, zawiera wszelkie aplikacje, wystarczy tylko wyłączyć tryb lotniczy, a włożyć kartę SIM.

No i najnowszy S7 pieczołowicie wsunięty do Aquapacka jest podstawowym smartfonem i telefonem do wszystkiego. I jest jeszcze router wi fi z inną kartą SIM, który może dać sygnał na smartfony w razie potrzeby (utraty podstawowej karty SIM?). Do tego po dwie ładowarki do gniazd zapalniczek i do 230V oraz ładowarka podpinana awaryjnie wprost do klem akumulatora.  Wszystko to oznacza według mnie maksymalną pewność działania, a jednocześnie koszty specyficznie jachtowe to kilkaset złotych jednorazowo za uchwyt do smartfona, parę złotych na dodatkowe ładowarki i około 200 złotych za mapy Navionicsa. Reszta, to koszty i tak ponoszone w domu.

Aplikacje pogodowe

No i teraz wracamy do prognozowania pogody. Dla Androida można bezpłatnie ściągnąć zapewne dziesiątki rożnych aplikacji lub umieścić na stronie startowej skróty do stron z prognozami. Przypuszczalnie jeszcze więcej możliwości istnieje dla IOS a niewiele mniej na Windows. Każdy może więc wybrać sobie to, co mu najbardziej pasuje. Dalej opowiem o swoich wyborach, czysto subiektywnych ale sprawdzonych na Bałtyku w ostatnich kilku latach.

Generalnie wybierając prognozę, z której korzystamy należy brać pod uwagę trzy kwestie.

1 To wygoda korzystania, przejrzystość i łatwość uzyskiwania informacji. Tu każdy musi podjąć własne decyzje, tak by czuć sie najbardziej komfortowo. Na tym tę kwestię zakończę.

  1. Model matematyczny, na którym opiera się prognoza.
  2. Stopień dostosowania prognozy do warunków lokalnych, z czego wynika jej precyzja i sprawdzalność w czasie i przestrzeni.

O obu tych kwestiach należy trochę porozmawiać. W zasadzie wszystkie prognozy na świecie biorą się z jednego źródła, którym są prowadzone na całym świecie pomiary synoptyczne, m. in.: dane radiosondażowe (z balonów meteorologicznych), naziemnych posterunków pomiarowych, radarowych danych opadowych a także z satelitów meteorologicznych. Następnie dane wprowadza się do komputerów, które dokonują obliczeń, korzystając z modeli matematycznych. Modele numeryczne generalnie dzieli się na dwa typy: modele globalne oraz modele regionalne, nakładane na te globalne. Prognozy opracowuje synoptyk, korzystający z wyników modeli oraz swojej znajomości warunków lokalnych i doświadczenia.

Teraz pojawia się słowo: „grib” – jest to skrótowiec z angielskiego: grid in binary – taki specjalny format  danych w pliku, który umożliwia kompresję danych, przez co stał się ulubionym i praktycznym formatem do przesyłania danych pogodowych. Na smartfony możemy instalować różne aplikacje prezentujące graficznie informację z gribów. Aplikacje „potrafią” czytać te pliki i na ich podstawie prezentować dane meteorologiczne w formie mapek, tabelek… czy jak kto woli.

Ja osobiście chętnie korzystam z aplikacji SailGrib. Ogromną zaletą SailGriba jest możliwość ściągnięcia prognozy nawet na 15 dni (ja stosuję dwa lub trzy) korzystając z Internetu telefonicznego, zapisania jej lokalnie i odtwarzania potem, po za zasięgiem sieci.

Po zainstalowaniu możemy sobie wprowadzić własne ustawienia. Najpierw można wybrać używane jednostki, czas stosowany, itp. Robimy to w zasadzie tylko jeden raz. Następnie przechodzimy do pobierania griba:

Jeżeli chcemy korzystać z griba już zapisanego wcześniej w smartfonie, klikamy OPEN. Jeśli chcemy ściągnąć nowy, klikamy REQUEST. Pojawi się menu:

Określamy odstępy czasu pomiędzy kolejnymi prognozami, zakres czasowy prognozy (od 1 do 15 dni), wyświetlane elementy, możemy też wybrać model matematyczny, z którego chcemy korzystać. Ja mam ustawiony na stale model GFS 0,500 (nie każcie mi uzasadniać, to kwestia wiary w jakość pracy amerykańskiej instytucji NOAA).

Kliknięcie „REQUEST GRIB” uruchamia proces pobierania i zapisywania w pamięci. Pojawi sie graficzne zobrazowanie zawartych w gribie danych:

U góry znajduje się data i godzina (uwaga: warto mieć wcześniej ustawiony czas jachtowy) obowiązywania wyświetlanego obrazu. Poniżej jest okienko z wyświetlonymi danymi dla punktu, w centrum ekranu. Przyciskiem i suwakiem na dole możemy uruchamiać, zatrzymywać i cofać animację. Przycisk „w kratkę” pozwala wyświetlić meteorogram dla wybranego punktu (ja z tego nie korzystam):

Dlaczego lubię i używam SailGriba? Jest kilka powodów:

– można z niego korzystać off-line,

– można pobierać pliki o wielkości określonej przez siebie, za cenę zmniejszenia obszaru analizowanego (ważne przy słabym necie),

– ma bardzo surową grafikę, mnie się wygodniej z tego korzysta,

– jest często: cztery razy na dobę aktualizowany ( precyzyjnie to NOAA aktualizuje dane),

– no i najważniejsze: z moich doświadczeń wynika bardzo dobra trafność prognoz opartych na modelu GFS.

W tej ostatniej kwestii:

Korzystam z Sail Griba przede wszystkim przy planowaniu przejść w morzu. Tam, gdzie nie ma wpływu warunków terenowych prognozy kierunku, siły wiatru i czas prognozowanych zmian tych parametrów sprawdzają mi się niemal co do kwadransa, dla każdego punktu na trasie.

Istnieje sporo aplikacji korzystających z danych z gribów i pokazujących prognozy dla kuli ziemskiej. W Polsce popularne są Windyty i Ventusky. Mam je zainstalowane ale korzystam rzadko. Na morzu preferuję SailGriba, w rejonie brzegowym prognozy bardzie uwzględniające warunki lokalne. Wszelkie aplikacje tego typu są stosunkowo intuicyjne w obsłudze i nie wymagają szerszego opisywania.

Nadają się w pierwszym rzędzie do prognoz dotyczących większego obszaru. Specyfikę lokalną oraz wpływ zjawisk konwekcyjnych (szczególnie ważny latem) uwzględniają dopiero bardziej szczegółowe modele oraz synoptycy. Dlatego korzystajmy także z innych stron i aplikacji.

Jak ważna jest ta lokalność mogłem sie wielokrotnie przekonać latem. Telewizja mówiła o zachmurzeniu na Pomorzu rosnącym po południu oraz występowaniu burz i opadów. Płynąc jachtem po Zatoce mogłem obserwować nad Trójmiastem i Kępą Oksywską gęstniejące cumulusy, przechodzące w cumulonimbusy. Nad Półwyspem cały czas słońce, tylko lekki e kłębiaste obłoczki. Pa obiedzie nad lądem burze, jedna za drugą, a my wzdłuż Półwyspu w słońcu. Idziemy do „Morgana” w Helu na 2000, nadal słońce, a nad Gdynią chmury. Telewizja mówiła prawdę, tylko mało precyzyjnie. A na kilku aplikacjach było to widoczne od rana, co więcej dawało się monitorować na bieżąco.

No i teraz pojawia się kłopot: stron i aplikacji z prognozami jest mnóstwo. „Osiołkowi w żłoby dano” –co wybrać? Przede wszystkim nie typowe obrazki dla plażowiczów. Moje doświadczenie wykazuje, że różne prognozy najlepiej sprawdzają się dla różnych rejonów. To czysto subiektywne, nie dysponuję tu obiektywnym pomiarem.

I tak: Na Zatoce Gdańskiej stosuję prognozy znane wszystkim – ICM METEO ze strony meteo.pl – szczególnie latem sprawdza mi się doskonale. Używam ją też płynąc wzdłuż polskiego wybrzeża. W Danii preferuję prognozę norweską ze strony yr.no. Marcin Palacz namawia na korzystanie w Szwecji ze tamtejszego serwisu: smhi.se. Największy „kłopot” mam na wodach Niemiec wschodnich, od lat usiłuje porównać prognozę norweską z niemiecką wersją weatheronline. Nie mogę się zdecydować.

Tu pojawia sie pewien kłopot. Część stron (aplikacji) jest publikowana tylko w językach ojczystych, część ma także wersje angielskie lub nawet i inne. Korzystając z przeglądarki Chrome możemy ustawić sobie automatyczne tłumaczenie na polski. Namawiam jednak do spróbowania korzystania z wersji „fabrycznie zainstalowanych”. Wymaga to nauczenia się najprawdopodobniej kilku lub kilkunastu słów, reszta jest intuicyjna lub prezentowana graficznie.

Dla mnie największą komplikacja jest stopień rozbudowania stron, często mam w koło ten sam problem: jak trafić właśnie ten fragment, czy tą podstronę, która mnie interesuje.

Korzystając z griba i ze stron lub aplikacji warto wiedzieć, jak prezentowana jest prędkość wiatru. Po pierwsze najczęściej podawana ona jest dla wysokości 10 metrów nad powierzchnią wody, a więc na wysokości topu masztu małego jachtu. Jeśli więc mierzymy ją ręcznym wiatromierzem, to nie dziwmy się, że jest nieco niższa, niż prognozowana. Pamiętać też trzeba, że jeśli „w podstawie” prognoza mówi o wietrze 22 węzłów, to w szkwałach będzie to o połowę więcej.

O połowę…

A to oznacza, że siły działające na jacht będą ponad dwukrotnie większe!

Ponad dwukrotnie

Dlatego trzeba wiedzieć, jak nasza aplikacja to pokazuje. Zazwyczaj są to opisy, podawane cyfrowo (jak na ilustracji …..), czasem trzeba znaleźć w ustawieniach prezentacji (np. Ventusky, opcja „Porywy wiatru”), czasem jest to dodatkowy, czasem dość słabo widoczny wykres. Na przykład ICM METEO pokazuje porywy wiatru jako czerwoną linię powyżej barwnego wykresu.

Jest jeszcze jedna aplikacja, którą lubię. Nazywa się Sat View, opracował ją niejaki Adam Skowroński.

Jest to prościutka ale bardzo przejrzysta graficznie prezentacja obrazów satelitarnych oraz z radarów meteorologicznych. Pozwala zobaczyć plastycznie właśnie nadchodzące zjawiska, chmury i opady, tak by określić, np. za jaki czas pojawi się lub zaniknie opad. Ma to znaczenie przede wszystkim przy odejmowaniu decyzji, czy już iść na spacer, czy jeszcze odczekać albo kiedy podjąć prace porządkowe na pokładzie. Tu jednak pojawia sie kwestia bezpośrednich ostrzeżeń, przede wszystkim o burzach i szkwałach. Ma to szczególne znaczenie przy pozornie bezpiecznej żegludze po wodach przybrzeżnych i wewnętrznych.

Uwaga burza

I tu namawiam do korzystania ze stron pokazujących informacje o burzach. Ja w smartfonie mam zainstalowane trzy: burzoweinfo, burzowoinfo i monitor burz.

Wszystkie one różnią się od siebie. Ostatnia jest prymitywna: pokazuje po prostu zmienny w czasie obrazek zawierający częstotliwość wyładowań atmosferycznych w postaci czerwonych kropek na mapie Polski. Jej zaletą jest natychmiastowość otrzymania obrazu. Środkowa daje to samo także dla sąsiednich krajów. Pierwsza z nich jest bardziej rozbudowana: zawiera także prognozy na trzy dni oraz ostrzeżenia (nie tylko o burzach). Korzystając z niej, byłem przygotowany na słynną nawałnicę z sierpnia 2017 roku, tę która położyła lasy w Borach Tucholskich i Wielkopolsce. Innym razem, ta ostatnia, pomogła mi ocenić czy idąca z zachodu nad Policami burza wejdzie nad Zatokę Skoszewską i podjąć decyzję, że owszem, grota zrzucę, ale sztormiaka nie ubieram i klapy dziobowej nie uszczelniam. Burza przeszła nad lądem na południe ode mnie.

Mała nawigacja meteorologiczna

Warto zauważyć, że dokładność prognoz i w zasadzie ciągły do nich dostęp, pozwala prowadzić coś w rodzaju uproszczonej nawigacji meteorologicznej. Raczej nikt z nas nie posiada wykresów biegunowych jachtu, pokazujących osiągi jachtu przy różnych kierunkach wiatru pozornego. Wszyscy jednak wiemy mniej więcej, jak nasz jacht się zachowuje.

Dysponując gribem możemy zaplanować trasę, powiedzmy w najbliższych dwóch dobach, tak by żeglować najefektywniej. Rozumiem przez to prędkość zbliżania się do wybranego celu, bezpieczeństwo i komfort żeglugi.

Mój jacht na przykład „nie lubi” halsować ostrymi kursami, szczególnie, gdy sterowanie powierzam autopilotowi, czyli właściwie zawsze. Planując przejście morzem patrzę na griba i szukam wygodnego kursu na początek. Znając z grubsza osiągalna prędkość mogę oszacować, gdzie znajdę się w określonym czasie i sprawdzić, jaki w tym momencie tam będzie wiał wiatr. Planuję odpowiednią zmianę kursu i sprawdzam kolejny moment i kolejny punkt.

Tak na przykład płynąc kiedyś z Kalmarsundu do Ustki, w prognozie miałem najpierw wiatr południowo wschodni, a potem miał zmieniać się poprzez południowy na południowo zachodni. Zamiast halsować na południe popłynąłem sobie w kierunku Christiansö, a dopiero potem zrobiłem zwrot w kierunku Ustki. W ten sposób cała drogę odbyłem w pełnym bajdewindzie, bez tłuczenia o falę i bez ciągłych protestów autopilota, który wtedy sterował jeszcze tylko według kursu kompasowego. Dziś mam łatwiej, autopilot może sterować według wiatru pozornego wskazywanego przez wiatromierz i, jeśli tylko przeskoki kierunku wiatru nie są zbyt silne i nagle, potrafi iść dość ostro na wiatr.

Druga korzyścią ze znajomości griba jest możliwość szukania osłon pod wybrzeżami albo wprost przeciwnie stref nieco silniejszego wiatru.

Wszystko to można oczywiście planować także w oparciu o wszelkie aplikacje, sprawdzając pogodę dla różnych punktów i różnego czasu. Grib jest jednak wygodniejszy, pozwalając wszystko ogarnąć jednym rzutem oka i płynnie zmieniać obraz w animacji..