Zimowa porą 69 – czyli Colonel o podmorskim parowozie

Listopad to niebezpieczna pora dla Polaków” Te słowa Czwartego Wieszcza nasuwają mi się na myśl rokrocznie. Oczywiście dziś to inne niebezpieczeństwa. Ciemności, deszcze, znikające liście, zakończony już (o jak dawno!) sezon żeglarski, to wystarczający powód do depresji. Seria świąt i rocznic nakłania do wspomnień, refleksji i zadumy. W sumie czas melancholii. Ostatnio też pewnego stresu powodowanego przez paradowanie po polskich miastach bandziorów „zamawiających po pięć piw naraz”.

Jesienno-nostalgiczne wizyty nad Zatoką Pucką każą mi wspominać początki mojego żeglowania. Oczywiście każde z pierwszych pływań było swoistą, do dziś pamiętną, przygodą, poznawanie kolejnych portów szczególnie, trochę o tym już wspominałem we wcześniejszych odcinkach.

Ostatnią chronologicznie z tych zatokowych wielkich przygód była Kuźnica. Przygoda była tym ciekawsza, że był to jedyny port zatokowy, który  po raz pierwszy poznawałem samodzielnie, jako KAPITAN, a nie załoga. A żeby było ciekawiej, przechodziłem od Pucka na skróty Kuźnicką Jamą i do tego oczywiście bez żadnych pomocy nawigacyjnych. Na zdjęciach poniżej widać przejście, dziś zablokowane przez nowy falochron (obecnie droga na skróty prowadzi mniej więcej w jedną trzecią odległości pławy „KUŻ” od główek). Trzeba było żeglować z Pucka w kierunku „suchej rewy” i tuż przed mieliznami wejść w Kuźnicką Jamę, mając za rufą kępkę wielkich drzew (Beka) w ujściu Redy, a na kursie mniej więcej ostatnie domy od strony Chałup.

Dziś

Gdy odkrywałem dla siebie Kuźnicę była to mała rybacka wioseczka, wyróżniająca się strzelistą wieżą kościoła, a przystań to po prostu kilkadziesiąt metrów nieosłoniętego nabrzeża, do którego końcówki dało się podejść balastowym jachtem. Kilka otwartych łodzi z pykającymi wolnoobrotowymi dieslami, sklepik, restauracja „Dariusz”. Latem działała smażalnia ryb, prowadzona przez była więźniarkę Ravensbruck, Panią Halinę, nazywaną przez niektórych Halą Rybną. Dla gdynian to takie specyficzne skojarzenie: w Gdyni jest słynna Hala Targowa, a obok niej część rybna, zwana Halą Rybną.  Tuż przy brzegu Zatoki linia kolejowa, jak dziś niemal na plaży i wąska szosa. Pusta, co dziś trudno sobie wyobrazić.

Do roku 2012

Wiejski cmentarzyk zaraz za torami, można było poprzez niego przejść nad Wielkie Morze. Na nagrobkach kilka wciąż tych samych nazwisk. Zapach wędzarni. Cisza!

Dziś Kuźnica jest niemal tak samo ruchliwa latem, jak inne miejscowości na Półwyspie, a port urządzony, nowoczesny i za ogół zatłoczony. Szkółki kejciarzy, wypożyczalnia sprzętu wodnego, kilka knajpek, ba, nawet bankomat. Nadal w Kuźnicy spotykam fajnych, życzliwych ludzi. Niestety, niektórzy odchodzą – w tym roku zniknął z krajobrazu Stasiu, zawsze siedział na ławeczce, każdego pozdrowił, do każdego zagadał… Jak w „Mistrzu” Skowrońskiego w pamiętnym spektaklu Teatru Telewizji z wielkim Januszem Warmińskim:  Ja żyję… JA ŻYJĘ!

Cofamy się w czasie. Kilkaset lat temu Kuźnica leżała na wyspie! Stąd jej kaszubska nazwa: Kusfeld, co dosłownie znaczy „miejsce pocałunku”. W cieśninach oddzielających ją od sąsiedniego lądu „całowało się” Wielkie Morze z Małym Morzem. Prowadziło tamtędy przyjście z Pucka na Bałtyk.

Wiek XVII

Pod koniec I połowy XVII wieku, gdy Puck stał się bazą floty Władysława IV, założyciel mojego miasta, Jakub Wejher pobudował dwa, mające bronić dostępu do niego, forty: Władysławowo i Kazimierzowo. Niestety, śmierć króla i katastrofa Rzeczypospolitej zapoczątkowana powstaniem Chmielnickiego, spowodowały, że i flota i szańce istniały tylko kilka lat.

No i na koniec wyjaśnienie tytułu dzisiejszego tekstu. Otóż całkiem niedawno piasek odsłonił tuż przy brzegu zakopany parowóz! Tajemnica jego pojawienia się jest prosta. W końcówce wojny Niemcy uczynili z Helu ostatni bastion ucieczki przed nacierającym „Iwanem”. Aby opóźnić zdobycie Helu dokonali próby przerwania Półwyspu w najwęższym miejscu, na zachód od Kuźnicy. A dodatkowo postarali się umocnić to miejsce, aby utrudnić posuwanie sie wojska (dość skutecznie, o ile Wielka Wieś została zdobyta 13 marca, o tyle Wehrmacht trwał w Helu do 9 maja). Dla uniemożliwienia przejścia radzieckich żołnierzy wzdłuż plaż, z obu stron Półwyspu wprowadzono do wody szeregi parowozów, budując w tym celu prowizoryczne odgałęzienia torów. Po wojnie część parowozów wysadzono, część wydobyto i ponownie uruchomiono. Jeden pozostał, przykrył go piasek i odsłonił po pół wieku.

Fot Stanisław Wajnikonis 1948 (Internet przywołuje tu Muzeum Kolei Helskich)

I tak to bywało… Zrobiło się cieplej?

Żyjmy wiecznie!

 

Nieoceniony Aleksander Celarek zrobił natychmiast aktualne zdjęcie parowozu. Napisał: Dziś resztki lokomotywy wynurzyły się z piasku bo jeść bardzo niski stan wody