Zimową porą 64 – czyli Colonel o inspiracji Psią wachtą

 

Czasy dzielą się na „moje” i „nasze”. Moje, to te wspaniale związane z własnymi wspomnieniami, kiedy wszystko było dobre, dziewczyny piękne i mogliśmy wszystko, nawet jeśli to „wszystko” oznaczało: „tyle, na ile waaadza pozwoli”. Nasze, to dzisiejsze, gdy wszytko jest złe, nieudane, nie może się udać, rolnicy mają zawsze klęskę (urodzaju lub nieurodzaju), pogoda zawsze jest inna, niż w prognozie (której nie umiemy zrozumieć), no i oczywiście wszystko idzie ku gorszemu.

Zawsze wyczekuję na kolejne „Psie wachty”. Oczywiście te w wykonaniu pisanym Gienka Ziółkowskiego, bo czytać Go lubię, a w nocy zawsze lubiłem spać, a na już pewno nie lubiłem zrywać się po krótkim wieczornym śnie na mokrego i zimnego „pieska”.

Tym razem Eugeniusz Ziółkowski w Psiej Wachcie nr 27: Sztuczna Inteligencja zachował się jak z przypowiastki Bralczyka. Świat ewoluuje. Cywilizacja ewoluuje. Technika ewoluuje. Tak, wiem, wielu z nas, z naszego pokolenia, różne zjawiska się nie podobają. Ba, mój młodszy ode mnie o 30 lat pierworodny za diabła nie chce się zgodzić z możliwością jeżdżenia autem z automatyczną skrzynią biegów, bo „się zanudzi na śmierć”. Jakby nie patrzeć, różnego rodzaju „inteligentne” samochody, maszyny i urządzenia będą się rozwijać, będą wypierać te „,mniej inteligentne”. Od tego nie uciekniemy, trzeba umieć to z pożytkiem wykorzystać. To samo będzie na morzu. A co będzie jeśli „haker zdobędzie kontrolę nad autonomicznym zbiornikowcem”? To samo, co wtedy, gdy banda piratów wchodzi z kałachami na taki sam tankowiec. Tyle, że wtedy niepotrzebnie narażone jest życie kilkunastu niewinnych ludzi, a cierpi tych ludzi dziesiątki lub setki. Tu ucierpi portfel armatora.

Tak ma wyglądać pierwszy statek autonomiczny, który będzie od 2010 roku kursował między Norwegią i Szkocją

Byłem wczoraj w moim mieście na spotkaniu z Lechem. Mówią do niego „Panie Prezydencie” ale ci, co zaczynali wspólną drogę w 1980 lub wcześniej już niekoniecznie. Leszek mówi trudno. Nie wiem jak byłoby z SI, ale potocznie rozumiani inteligenci nadal mają Go za półgłówka z pegeeru. Wystawiają tym świadectwo własnej inteligencji. Człowiek naprawdę inteligentny umie przetłumaczyć na inteligencki język tezy tego najwybitniejszego być może żyjącego Polaka (żeby nie było niejasności: pełnego wad i śmieszności wprost do szału mnie doprowadzających!). I oto właśnie Lech powiedział „Mamy samoloty, rakiety, telefony, komputery, roboty. To się nazywa globalizacja. Trzeba się tego nauczyć”.

Mniejsza z tym, czy to jest globalizacja, czy powody jej zaistnienia. Ważne jest: MUSIMY SIĘ TEGO NAUCZYĆ. To tak jak z energią jądrową: może być bombą albo elektrownią, zabójczym promieniowaniem albo lekiem. To tak jak z parowozem: mógł być zabójcą albo koniem pociągowym gospodarki. Ludzkość zawsze sobie musiała poradzić z wyzwaniami. I zawsze sobie radziła.

Wyobraźcie sobie rezygnację z rozwoju technologii wszelkiej, techniki, biotechniki, łączności. Sięgnijcie do „prognoz” z lat 60-ych, gdy mówiono, że Ziemia może wyżywić najwyżej 4,5 miliarda ludzi, dziś widać już na horyzoncie miliardów 8 i problem głodu jest jakby mniejszy, niż wtedy. A „prognozy” z XIX wieku, że około 1920 ruch uliczny w Paryżu sparaliżują zwały końskiego łajna niemożliwe do usunięcia z ulic?

Tak, Gienek ma rację: problem w tym, że trzeba umieć użyć czerwonego guzika. No cóż, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, twierdzą, że człowiek posiada wolną wolę, świadomość. Owszem, są poddający się manipulacji, lecz kto im broni manipulacji się nie poddawać, więcej: samym manipulować? Wszak demokracja, to równe prawo manipulacji, jak twierdził pewien radny z mojego miasta.

A więc mamy wolną wolę. Mamy świadomość. Mamy prawo decyzji. To ciągle od nas zależy. Czasem jest to „kwestia ceny”. Dziś na przykład niekorzystanie z Internetu albo choćby tylko z aplikacji smartfonowych, oznacza utrudnienie życia. Nie oznacza jednak jego uniemożliwienia. Owszem, Google, czy FB, czy inne globalne diabły analizują moje zachowania, po czym podsuwają, to co algorytm (ALGORYTM, czyli rodzaj Sztucznej Inteligencji) uzna za słuszne lub potrzebne dla mnie. Nadal ode mnie zależy, czy z tego skorzystam. Czy jeśli w roku 1962 jedyną dostępną dla mnie gazetą był partyjny „Głos Wybrzeża” i przybudówki, to znaczyło, że mam zostać pezetpeerowcem?

Oczywiście, do szału doprowadza mnie, kiedy maszyna usiłuje być „mądrzejsza ode mnie”. Z reguły jednak bierze się to z błędu ludzkiego, jak z tym Citroenem, który w kilka tygodni po „zagazowaniu” stanął i obwieścił, że brak paliwa, mimo iż był pełny zbiornik gazu i dopiero rezerwa w benzynie. To nie elektronika była durna, to personel serwisu gazowego, który nie wprowadził w system informacji o drugim paliwie.

Dlatego z radością używam „Szwagra”, czyli autopilota, bo nie jestem miłośnikiem tkwienia godzinami za sterem. Naprawdę umiem ustawić jacht we właściwym kierunku i zauważyć, jeśli Szwagier prowadzi mnie na manowce. Dlatego żałuję, że w mojej luksusowej KIA Vendze wprowadzono aktywny tempomat, asystenta pasa i asystenta parkowania rok, czy dwa później, niż mojego malucha kupiłem.

Wydaje mi się, że zasygnalizowany przez Eugeniusza problem zacznie się pojawiać wtedy, gdy algorytmy będą nie tylko „uczące się” (to już jest) ale gdy Sztuczna Inteligencja zacznie CZUĆ, mieć emocje. Co prawda co jakiś czas media donoszą o próbach tworzenia takich maszyn, wciąż jednak są to tylko sztuczki matematyczne. Czy to możliwe? Od strony filozoficznej byłoby to zakwestionowanie fundamentów co najmniej kilku najważniejszych religii. Od strony praktycznej, możliwość stworzenia alternatywnej formy sztucznego życia, rasy być może silniejszej niż ludzka. Czy to realne?

Na razie technika się rozwija, pesymiści mówią, że szklanka do połowy pusta, optymiści, że dopiero do połowy pełna. A co do seksu, Gienku, czy naprawdę ten biiip z komputera jest naszym największym w naszym wieku problemem?

12 stycznia 2018

 

PS.1 Dziękuję prof. Jerzemu Bralczykowi za inspirację dla pierwszego akapitu

PS 2 Dziś moja nawigacja w smartfonie zareagowała na próbę wpisania trasy podczas jazdy ostrzeżeniem. Stanąłem, zamiast sprawdzić, czy dałaby się pogwałcić. Zawsze mogę użyć innej, mniej „inteligentnej”.