Zimową porą 33 – czyli Colonel o wandalizmie trochę przekornie

 

W trakcie urlopu popodróżowałem sobie po portach których władcami przez kilka pokoleń byli Z Bożej Łaski Królowie Szwedów Gotów i Wenedów. Odwiedziłem Roztokę, Bardo, Brzeg, Strzałów, Gryfię, Wołogoszcz, Wkryujście… Na koniec byłem w Wołyniu. Wiecie, gdzie to? Jeśli nie, to zaraz się okaże.

Polacy nie są narodem morskim. Pewnie długo nie będą. O źródłach tego stanu rzeczy kiedyś pisałem w SSI, zainspirowany nocnymi rozmowami Henryka Andersza z Dariuszem Boguckim, opisanymi przez tego ostatniego w jednej z książek. O tym, czy to dobrze, czy źle, czy może nawet bardzo źle, nie chcę dyskutować, szczególnie w kontekście trwających propagandowych ruchów, mających w założeniu dowartościować i „odbudować” polską gospodarkę morską.

Lecz rejs po portach, które wymieniłem wyżej, nasuwa pewne refleksje natury historycznej. To nie jest tak, że Polacy, czy szerzej Słowianie, byli zawsze wyłącznie rolnikami. Wiemy o tym jednak bardzo niewiele.

Dziś usiłujemy się chlubić dość marnymi, (choć ta marność jest dobrze uzasadniona realiami geopolitycznymi I RP i rzeczywistymi potrzebami państwa) próbami budowy królewskiej floty wojennej, kaprami królewskimi (czyli po prostu wynajętymi przez króla korsarzami), bitwą oliwską. Oczywiście wiemy też o Kaszubach, jako mówiącym dziwacznym, niezrozumiałym dla przeciętnego Polaka językiem plemieniu rybaków, mieszkających na rodzącej kamienie pomorskiej ziemi. Trudno uznać tę wiedzę i tradycję za przynoszącą chlubę nauczycielom i propagatorom historii.

A do tego owe skromne tradycje widzimy często, hmmm, nieco dziwacznie. Pewna mocno propagowana szanta głosi, że:

„Ma Anglia Nelsona i Francja Villeneuve’a,

Medina-Sidonia w Hiszpanii żył.

A kto dziś pamięta Arenda Dickmanna?

To polski admirał, co z Szwedem się bił.”[i]

No cóż. Arend Dickmann był Holendrem, do Gdańska przybył za chlebem (tak! był imigrantem!) już po czterdziestce, na służbę królewską zaciągnął się po sześćdziesiątce, zwycięstwo pod Oliwą, (a dowódcą polskiej floty został przez przypadek na skutek choroby admirała Wilhelma Appelmana), zakończyło zarazem jego życie, zaś sama bitwa dla toczącej się wojny okazał się bez znaczenia.

Jeszcze śmieszniejsze jest zestawienie odniesień Dickmanna do admirałów z krajów morskich. Nelson – sprawa jasna, choć to trochę tak, jakby porównywać starcie kompanii czołgów z bitwą na „łuku kurskim”. Za to Medina Sidonia pamiętany jest z katastrofy „Wielkiej Armady”, która złamała morską potęgę Hiszpanii, a Villeneuve z lania pod Trafalgarem, a wcześniej jeszcze pod Abukirem, jakie odebrał właśnie od Nelsona. Doszło do tego, że popełnił samobójstwo, choć są hipotezy, że to kazał usunąć go Napoleon, nie mogąc znieść jego nieudolności. Czy to mają być nasze wzorce?

W tej sytuacji trudno się dziwić, że niewiele wiemy o historii ziem, które odwiedziłem i naszych, w pewnym sensie, przodkach tam żyjących. Tereny dzisiejszej Meklemburgii – Pomorza Przedniego związki polityczne z piastowskimi książętami utraciły dawno, państwo polskie, jako całość usiłowało mieć tam swoje interesy za czasów Mieszka I, lecz już za Chrobrego polityka polska zaczęła przekierowywać się na wschód i południe. Powoduje to, że w podręcznikach historii Polski wspomina się w kilku zdaniach o Weletach, czasem jeszcze o potędze wikińskiego Jomsborga. Szersze wspominki beletrystyczne o Pomorzu (dla nas „zachodnim”) mamy chyba tylko w wielkim cyklu Gołubiewa „Bolesław Chrobry”.

Panowanie duńskie, szwedzkie i niemieckie i półwieczne negowanie niemieckiej historii Pomorza w PRL, spowodowało także brak tłumaczeń źródeł niemieckich i skandynawskich.

„Wikingowie” z Polski, Szwecji, Danii, Rosji, Ukrainy, Czech, Niemiec, Francji, Anglii – Wolin, sierpień 2015

Dziś, gdy w Wołyniu – Jomsborgu odbywa się coroczny „Festiwal Słowian i Wikingów”, rejs po tamtych wodach zmusza do refleksji. Przecież nasi przodkowie umieli budować statki, zapewne porównywalnej jakości z długimi łodziami Wikingów, umieli żeglować, umieli także walczyć, tamte ziemie przez Wikingów podbite nie zostały. A jednak to Wikingowie spenetrowali ziemie od Sycylii, przez Normandię i Brytanię, po Morze Czarne. To oni dopłynęli do Grenlandii i do Ameryki Północnej.

Czy można postawić tezę, że byli nieudolni, źle zorganizowani? Czy może nie zainteresowani ekspansją? A może nie dostali dość silnego wsparcia ze strony władców, którzy potrafili przeszkodzić im w zbudowaniu własnej potęgi ale nie byli zainteresowaniem umacnianiem swojego panowania? Tego po amatorsku nie rozstrzygniemy.

Możemy natomiast zastanawiać się nad przyczynami ogólnej niewiedzy Rodaków. I tu chyba jest coś do zrobienia. W ramach szkolenia „na stopnie” w czasach PRL uczono historii żeglarstwa i tę wiedzę, lepiej lub często gorzej, egzekwowano na egzaminach. Nie pochwalam tamtych programów, ani tamtych egzaminów. Nie widzę sensu tłoczenia do niezainteresowanych głów wiedzy niekoniecznej, której potrzeby posiadania oni nie odczuwają. W końcu jeśli sekretarz generalny jednej z największych partii politycznych lokuje Powstanie Warszawskie w 1989 roku, to po co komu odróżnianie Teligi od Zaruskiego, a „Poloneza” od Daru Pomorza”.

Taka dygresja: kiedyś do Jastarni wszedł „Copernicus”, już po swoim sławnym rejsie (kto wie jakim i w którym roku?) Po kei wędrowała rodzinka i wszechwiedzący tatuś instruował małżonkę i dziatki: „Zobaczcie: łódź podwodna”.

Wracajmy jednak do znajomości własnej tradycji. Minęły czasy oficjalnych programów. Może więc wróćmy do czasów, kiedy historie własne rodziny opowiadały babcie i dziadkowie. Tyle, że możliwości komunikacyjne mamy dziś niepomiernie większe. Klechdy babuni wysłuchiwała garstka wnuków, w Internecie można dotrzeć do tysięcy. Garstka wobec setek tysięcy żeglujących? Tak, ale garstka zainteresowanych!

Czy znajdą się babcie i dziadkowie, którzy zechcą snuć swoje opowieści w SSI? A może i ja wtedy dowiem się coś więcej o Wenedach, Roztoce, Bardo, Brzegu, Strzałowie, Gryfii, Wołogoszczy, Wkryujściu. O Wołyniu przynajmniej TVP Historia miała 1,5-godzinną audycję.

21 listopada 2015

A skąd ten tytułowy wandalizm? Ano Wenedów inaczej zwano Wandalami. Tytuł króla szwedzkiego brzmiał po szwedzku: Med Guds Nåde Sveriges, Götes och Vendes Konung, a po łacinie Dei Gratia Suecorum, Gothorum et Vandalorum Rex). Tak, wiem, że określenie „wandalizm” pochodzi od starożytnego germańskiego plemienia Wandalów, którzy tyle szkód poczynili w zdobytym Rzymie, że weszli do przysłowia. Puryści wybaczą mi jednak zareklamowanie swojego tekstu i ściągnięcie kilku dodatkowych czytelników przez użycie swobodnego skojarzenia.

 

[i] „Szanta Oliwska”, słowa Tomasz Piórski, wyk „Cztery Refy”