13 grudnia… data, która wielu Polakom, choć nie wszystkim, kojarzy się jak najgorzej. Dla mnie zaczęło się w roku 1970, niesławną decyzją o totalnej „regulacji” cen, która doprowadziła do „Wydarzeń Grudniowych”. Dla gdynian kulminacją ich był „Czarny Czwartek” 17 grudnia, kiedy to strzelano do nas na ulicach. Do nas idących do pracy na telewizyjne wezwanie wicepremiera. Do nas udających się na uczelnie, wracających ze szkoły.
Pamięć tego dnia w Gdyni to dwa pomniki, nazwy ulic i placów, świetny film i groby na cmentarzach, groby których przez długie lata nie wolno było oznaczyć prawdziwymi danymi zmarłych. Jest też ballada o „Janku Wiśniewskim”, który padł. Padł też tego dnia, wracający ze szkoły, żeglarz i harcerz Staszek Sieradzan
Tu spoczywa Staszek Sieradzan – gdyński cmentarz Witomino fot.A.Remiszewski
Bardziej dziś pamiętany jest rok 1981, budzi też więcej sporów, niestety dzień ten bywa też wykorzystywany przez politykierów, co moim zdaniem uwłacza pamięci ofiar tamtych dni, nie mniej, niż długotrwałość i niejednoznaczność postępowań sądowych wobec winnych.
Mało kto z żeglarzy pamięta inne zdarzenie z grudnia 1981.
W wodach Morza Śródziemnego na zachód od Korsyki na przybliżonej pozycji nawigacyjnej 41°55′06″N 7°28′07″E zatonął wtedy szkuner „Zew Morza”. „Zew” powstawał na raty: kadłub zbudowany w 1943 w stoczni w Dziwnowie, porzucony w 1945. Odbudowany, podobnie jak niemal bliźniaczy „Janek Krasicki”, na bazie niewykończonego projektu szkolnej jednostki Marine – Hitlerjugend. Wykończony i ponownie wodowany w 1949. Drewniany dwumasztowy szkuner gaflowy (wyporność 140 ton, powierzchnia żagli 365 m2, długość 31,3 m, szerokość 6,5 m, zanurzenie 3,4 m, załoga stała 3 osoby i 24 żeglarzy), służył w PCWM, potem u armatorów rybackich, ostatecznie w 1966 roku trafia do Ośrodka Żeglarskiego w Trzebieży. „Zew Morza” stał się flagową jednostką Ośrodka, a następnie po jego przejęciu przez PZŻ, całego Związku.
Przez te lata ciężko pracował szkoląc młodzież, aż wreszcie zasłużył na kapitalny remont. Po tym remoncie zaczął się najbujniejszy okres dla żaglowca. W latach 1973-74 „Zew Morza” pod dowództwem kpt. Zdzisława Michalskiego opłynął świat. Powstała z tego rejsu relacja książkowa (Z. Michalski, „Oceany i pasaty”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976, seria: Sławni żeglarze) oraz Miniatura Morska. Potem były jeszcze dwie wyprawy przez Atlantyk i wreszcie feralny rejs dookoła Europy.
12 grudnia 1981 siła wiatru rosła systematycznie, osiągając nawet 9 stopni Beauforta i przede wszystkim, powodując wysoką i bardzo stromą falę. Taka fala jest charakterystyczna dla tego rejonu Morza Śródziemnego, szczególnie zimą. Przekonała się o tym między innymi załoga polskiego masowca „Wrocław II”, który zatonął kilka lat wcześniej.
W tym czasie jacht sztormował bez żagli, idąc tylko na silniku! Około godz. 1015 sternik poinformował oficera wachtowego o zauważeniu dużej fali. Po około 30 s fala uderzyła w lewą burtę, jacht przechylił się na prawą burtę pod kątem 45-70°, po czym uderzyła druga fala. Jacht zaczął pochylać się na prawą burtę do około 90°, nie powracając do stanu poprzedniego. Kapitan wybiegł ze swojej kabiny do nawigacyjnej usiłując bez rezultatu włączyć radiostację -maszt i antena były już zanurzone w wodzie, która zaczęła wlewać się także do wnętrza jachtu.
Opuszczono dwie tratwy., do których weszli wszyscy załoganci. Jacht przechylony na prawą burtę zanurzał się dziobem w wodzie, idąc masztami w dół i zatonął około godz. 1025.
Wystrzelono czerwone rakiety, a następne około godz. 1800, po zauważeniu świateł masztowych statku. Między godz. 20.30, a 22.30 statek francuski „Ville De Dunkerqe”, który zauważył rakiety, podjął rozbitków z obu tratw. W dniu 15 grudnia statek ten przybył do Pireusu, skąd rozbitkowie drogą lotniczą powrócili do kraju.
Tyle suchy opis. W kraju, odciętym w tym czasie od łączności ze światem oraz praktycznie pozbawionym możliwości korzystania z telefonów i z cenzurowaną korespondencją, rozpoczęły krążyć plotki. Twierdzono, że „urwał się balast”, że „wyskoczyła dziur a w dnie”, że w miejsce balastu wewnętrznego załadowany był przemyt, po usunięciu którego nie przywrócono balastu. Komentowano rzekome zachowania załogi i armatora, sposób prowadzenia jachtu, wybraną metodę sztormowania, a nawet snuto teorie o sfingowaniu wypadku.
Dziś nikt nie dojdzie pełnej prawdy. Kilka lat po szczęśliwie (bez ofiar) zakończonej tragedii Izba Morska kilka lat później napisała tak, chyba rozstrzygając podstawowe kwestie (skróty moje:
A. Przyczyny zatonięcia s/y „Zew Morza” wskutek przewrócenia się i napływu wody do wnętrza kadłuba …… nie dało się ustalić.
B. Na wypadek miały wpływ zagrażające bezpieczeństwu jachtu:
1) postępowanie kapitana jachtu, który….. nie znając stateczności jachtu (przy braku aktualnej informacji o stateczności, bez wyjaśnienia przyczyny stałego przechyłu) i nie prowadząc go osobiście, polecił sztormować bez żagli i bez posłużenia się silnikiem, co zmniejszyło zdolność manewrową jachtu, naraziło go na przyjmowanie z burty dynamicznych uderzeń fal, zalewanie pokładu i uniemożliwiło wyjście ze strefy rezonansu,
2) czynniki pogarszające stateczność jachtu, którymi były stały przechył na prawą burtę, zmniejszenie masy balastu wewnętrznego, oddziaływanie swobodnych powierzchni cieczy wskutek pozostawania wody w zęzach i zbiornikach oraz nie dające się wykluczyć urwanie wewnętrznego balastu stałego.
C. Zachowanie członków załogi jachtu po wypadku nic nasuwa zastrzeżeń.
D. Stwierdza się uchybienia zagrażające bezpieczeństwu żeglugi w postępowaniu:
1) Polskiego Rejestru Statków, który wystawił zaświadczenie klasyfikacyjne dla jachtu o nieograniczonym rejonie żeglugi, bez znajomości aktualnej jego stateczności, oraz nie sprawdził stanu technicznego sworzni mocujących stały balast zewnętrzny,
2) Urzędu Morskiego w Szczecinie, który wydał kartę bezpieczeństwa dla jachtu nie spełniającego wymagań technicznego stanu bezpieczeństwa w zakresie stateczności,
3) armatora jachtu …… który nie wykazał dostatecznej dbałości o bezpieczeństwo jachtu dopuszczając go do żeglugi bez znajomości jego stateczności.
„Zew Morza” – zdjęcie ze strony www.bialoczerwona.org
Jak to podsumować jednym słowem? Bylejakość!
A z odszkodowania zbudowano kilka lat później kadłub stalowego żaglowiec „Zew Morza II” projektu Ryszarda Langera. Niestety wykończony w bólach, trafił on na szczyt, a raczej na dno kryzysu w Polsce i szybko, zapewne z powodu niezdolności spłacenia kosztów budowy, został sprzedany za granicę, bodajże do Japonii.
13 grudnia 2014