Pierwszy morski rejs skippera
Na internetowych forach co jakiś czas powraca temat przygotowanie się do pierwszego kapitańskiego rejsu. Padają pytanie na czym płynąć, dokąd, o jakiej porze roku, z kim, czy trzeba się jakoś specjalnie przygotować.
Złośliwy powiedziałby: „Za moich czasów, jak ktoś dochodził do stopnia kapitana (a tylko taki upoważniał do samodzielnego prowadzenia rejsów morskich), to umiał tyle, że nie musiał zadawać takich pytań. Po prostu wiedział, że jest gotowy i wiedział co robić i jak się zachować”.
Ja na to odpowiem, że wtedy nie było gdzie tych pytań publicznie zadać, bo nie było Internetu, natomiast nadmierna opiekuńczość i wszechwtrącanie się państwa niepomiernie przedłużały drogę do żeglarskiej samodzielności. Dziś, kiedy pływamy na prywatnym, a coraz częściej swoim własnym, sprzęcie, rola poczucia odpowiedzialności za samego siebie i swoja załogę jest znacznie większa. I w tym sensie korzystanie z doświadczeń innych, także za pośrednictwem Internetu, jest głęboko sensowne, a zadawanie pytań dobrze świadczy o tych, co je zadają.
Internet nie zastąpi oczywiście pewnego minimum wiedzy i umiejętności, które można zdobyć tylko aktywnie. Poleciłbym tu książkę autorstwa właściciela niniejszego SSI pod tytułem „Praktyka bałtycka na małych jachtach”. Jest ona dostępna w Internecie w bezpłatnej wersji pdf do ściągnięcia. Praca jest stara, trochę się od tamtej pory zmieniło – w zakresie urządzeń elektronicznych i nawigacyjnych, warunków panujących w portach i przede wszystkim przepisów i formalności. Ale Bałtyk pozostał ten sam i zasady dobrej praktyki żeglarskiej się nie zmieniły. Co jeszcze trzeba poczytać? Ano przede wszystkim informacje „locyjno-nawigacyjne” oraz o przepisach obowiązujących na wybranej przez nas trasie i okolicach. Tu pomocne są „locyjki” Kulińskiego (wybacz Don Jorge, że znów o Tobie), wiele informacji można znaleźć wstępnie w Internecie ale na koniec i tak trzeba zweryfikować z aktualnymi pomocami nawigacyjnymi.
Jak zaplanować trasę pierwszego rejsu? Zależy to od tego skąd startujemy, ile mamy czasu i w jakiej porze roku. W drugiej połowie sezonu generalnie warto wracać do domu od zachodniej strony, w wcześniejszych miesiącach może się zdarzyć wiele dni z rzędu z wiatrami ze wschodniej połówki. W każdym razie trzeba pamiętać, by zostawić sobie dostatecznie wiele czasu na powrót, wiele awarii i wypadków miewa miejsce z powodu nadmiernego pośpiechu pod presja końca urlopu. Warto tez zaplanować pierwszy port po stosunkowo krótkim, nawet kilkugodzinnym, przelocie. Pozwala to przejść adaptację do kołysania członkom załogi, co ma się stłuc, to się stłucze, można zrobić porządny klar morski i wyjść w dużo lepszej formie na ten właściwy przelot w morzu.
Czy płynąć do portów polskich? Polska to piękny kraj ale polskie wybrzeże ma dwie wady z punktu widzenia początkującego skippera. Po pierwsze wejścia do portów są stosunkowo niebezpieczne, łatwo jest o warunki wykluczające możliwość wejścia i łatwo dać się „zamurować” w razie gorszej pogody. Jest to szczególnie ważne, jeśli pływamy na małym jachcie i z niekoniecznie „zawodową” załogą, wchodzenie pod presją ucieczki przez ciężkimi warunkami do większości polskich portów potrafi skończyć się tragicznie. Drugą słabością większości polskich portów jest nie najwyższy ich standard. Dotyczy to zarówno współpracy ze służbami portowymi, jak bezpieczeństwa i komfortu postoju, dostępności usług niezbędnych żeglarzom, a nawet braku ciszy i spokoju. Pod tym względem w portach szwedzkich, duńskich i niemieckich jest dużo lepiej, znaczna ich cześć ma także bezpieczniejsze dla małych jachtów wejścia.
Mamy niedaleko -mapka – rys. Jerzy Kuliński , mapka z dostępna w Internecie, pochodzi z “Praktyki bałltyckiej na małych jachtach”
Debiutantowi zaczynającemu z zachodniego wybrzeża zalecałbym porty niemieckie lub duńskie (w tym Bornholm). Startując z wybrzeża wschodniego mamy do dyspozycji trzy wyspy: Gotlandię, Olandię i Bornholm. Żeby było jasne: to są wybory najłatwiejsze dla początkującego skippera ale nie jedyne. Pora roku. Na Bałtyku sezon trwa od początku czerwca do końca sierpnia, w polskim żeglarstwie normalny sezon to okres od początku maja do końca października. Pogoda jest trudno przewidywalna ale pewne rzeczy można powiedzieć niejako z góry. Wiadomo, że szczególnie maj jest po prostu bardzo zimny. Wiadomo że w czerwcu i na początku lipca trzeba liczyć się z burzami ale trudno spodziewać się dłuższych sztormów. Mniej więcej od połowy sierpnia częstotliwość i długotrwałość sztormów narasta, dominują wiatry z zachodniej połówki. Wyżowa pogoda w październiku potrafi przynieść przeraźliwe zimno i piękne słońce, często połączone z bardzo silnym wiatrem. Generalnie jedyna reguła jest jednak brak reguł i znaczna zmienność pogody. Niezastąpione są więc prognozy, które, przynajmniej krótkookresowo maja stosunkowo dobrą sprawdzalność. Do dyspozycji mamy Internet, prognozy nadawane przez radio (języki!), prognozy wywieszane w marinach oraz, o czym nie należy zapominać, prognozy otrzymywane sms-em od kogoś zaprzyjaźnionego na lądzie. Warto korzystać równolegle z co najmniej dwóch źródeł, porównując prognozy, oczywiście pilnując, żeby oba źródła nie okazały się tak naprawdę tym samym. Warto się też zastanowić nad składem załogi. Można oczywiście płynąc z ludźmi całkiem obcymi, nieznanymi. Ale dużo, dużo lepiej będzie się czuł skipper mający choćby część osób sprawdzonych towarzysko i żeglarsko, miedzy innymi takich, co nie rozłożą się bezradnie w koi przy pierwszym kołysaniu. „Debiutant –cwaniak” będzie miał w załodze kogoś bardziej od siebie doświadczonego, kto w razie potrzeby posłuży radą i swoimi umiejętnościami. Jaki jacht? Odpowiedź brzmi: w zasadzie każdy. Oczywiście lepiej, żeby był to jacht znany, będzie łatwiej. Tak czy owak koniecznie trzeba zapoznać się z nim na wstępie; poznać wyposażenia, działanie urządzeń, postawić, zarefować, zrzucić próbnie żagle, sprawdzić gdzie pochowane są narzędzia i wyposażenie, jaki jest stan i napełnienie zbiorników, jaki jest stan kuchenki. Ale najważniejsze by jacht był w jak najlepszym stanie. Jeśli nie musimy walczyć z kolejnymi awariami, to dużo łatwiej jest poradzić sobie z wyzwaniami, które może postawić morze i pogoda. Warto więc szczególnie na pierwszy rejs czarterować dobry jacht w dobrej firmie. Nie pytajcie mnie, które firmy są dobre, od pewnego czasu pływam na ciasnym ale własnym (…). Większość jednak skazana jest na czarter i tu chciałbym zwrócić uwagę, że np. do Heiligehafen jest z większej części kraju podobnie daleko jak do portów polskich. Może nie warto bać się czarteru „u Niemca”? Wszak na narty jeździmy w Alpy, a nie tylko do Bukowiny Tatrzańskiej i w Beskidy.
Tekst był pierwotnie opublikowany w SSI Jerzego Kulińskiego zimą 2011 roku.