Wracam do Trzebieży

Słychać głosy, że „nic nie było o Trzebieży”. Co prawda temat się przewijał w SSI, a w sierpniu 2015 był „locyjkowy” news Jurka Kulińskiego, sam zrobiłem fotoreportaż (http://armator-i-skipper.pl/woda/rozmaitosci-zeglarskie/odwiedzilem-trzebiez/ ) ale faktycznie: od tamtej pory minęła cała epoka! Szczególnie w Trzebieży!

Trzebież, to specjalne miejsce na żeglarskiej mapie regionu i Polski. Za czasów Cesarstwa i potem Reichu, ośrodek szkolenia młodzieży, kadr dla marynarki (Schiffsjungenschule „Stettin” in Ziegenort).

1944 – źródło Internet (strona o Schiffsjungenschule „Stettin” in Ziegenort)

Na skutek wojny razem ze Szczecinem, Policami i Nowym Warpnem znalazła się w Polsce. Potem na krótko miejscowość został zajęta przez Sowietów, w ramach tzw. enklawy polickiej, służącej magazynowaniu i wywózce zrabowanej w Szczecinie infrastruktury. W 1946 roku z ośrodku zorganizowano pierwszy kurs żeglarski. Pod koniec lat 40-ych, kiedy zlikwidowano związki sportowe i praktycznie zakazano żeglarstwa morskiego, w Trzebieży organizowano m. in. kolonie dla dzieci. Po reaktywowaniu PZŻ już w 1957 roku, postanowiono zorganizować wzorcowy ośrodek szkoleniowy.

Wiem, że moi przyjaciele: gwałtownicy i przyjemniaczki będą się burzyć ale naprawdę co najmniej do końca lat 80, to była dobra szkoła. Nie było winą kadry, że wymogi były takie, jakie były. Oni realizowali program, a jego realizacja była warunkiem, pod którym  wszechwładza partyjna pozwalała żeglować. Osiągnięciem PZŻ w latach 1957 do 1990 było utrzymanie prawa do decydowania, niejako mimo władz.

Tak, były apele pod masztem flagowym; tak, były seryjnie wydawane komendy i odpowiedzi – taki był duch czasów. Relikt jeszcze z początków polskiego żeglarstwa. Nawiasem mówiąc, na przykład bez pewnej dawki sformalizowanych i ujednoliconych komend manewrowanie ma żaglach w ciasnym porcie dużym jachtem z 15-osobową załogą byłoby co najmniej trudne. To nie, nawet 50 stopowa „Bawarka” ze sterem strumieniowym, gdzie Pan i Władca może właściwie sam wykonać wszystko z kokpitu, a Dama Jego Serca, powtarzając manewr ćwiczony od dwudziestu lat codziennie wyłoży odbijacze i ewentualnie poda komuś cumę dziobową.

A wyobraźcie sobie NARAZ manewrujące w Basen A i B (patrz dalej) sześć „pięćdziesiątek” „stoczterdziestkę” i jeszcze jakąś „dezetę”, czy Nefryta”, a do tego kolejną „stoczterdziestkę” ćwiczącą na silniku.

Powtarzam: poziom szkolenia był wysoki, egzaminatorzy wymagający, czasem związani biurokratycznymi decyzjami szefa Komisji Szkolenia w Warszawie. Co więcej, mnie uczono i sam uczyłem przede wszystkim tego, co naprawdę ważne (znów biorąc pod uwagę ówczesne realia). Inna rzecz, że jak w każdym gronie, zdarzali sie instruktorzy o zacięciu kaprali, nadęci „pierwsi po Bogu” w białych czapkach z kapustą. Przynajmniej za mojej pamięci osobistej, obejmującej ponad 15 lat, był to jednak margines. A nazwiska takie, jak” Kazimierz Michalski, Jerzy Szelestowski, Wojciech Michalski, Barbara Chmielewska, Andrzej Mendygrał, Wacław Petryński, Jerzy Morzycki pozostaną zawsze w mojej pamięci.

Lata 80-te. źródło Internet Widoczny „pirs T dzielący basen ośrodka na A i B.

Ośrodek zmieniał nazwy i dyrekcje ale trwał, mimo, iż w latach 80-ych szalejący kryzys gospodarczy spowodował brak wszystkiego, a wysoka inflacja oznaczała, że dotacje traciły wartość, zanim zdołano je wydać. Po zmianie ustroju kolejne zarządy PZŻ nie stanęły na wysokości zadania, a związek nie stanął na czele przemian, próbowano zamiast tego konserwować dawne reguły. Zapracowanym ludziom zaczęło brakować czasu na wielotygodniowe szkolenia, skończyły się dotacje, nauka żeglowania stała się kosztowna. Wzrosły także wymagania dotyczące warunków bytowych, żywienia i tak dalej.

Przyjęto metodę eksploatowania sprzętu, aż do zajechania. A potem nastąpił pewien wielokadencyjny prezes, który w moim odczuciu wychodząc ze słusznych przesłanek, doprowadził do ostatecznej katastrofy. Legendy o przekrętach były przerażające. Nie ma co tu brnąć w szczegóły, zresztą są sprzeczne wersje i, zdaje się, postępowania prawne. Istotny jest efekt. Jak wyglądał ośrodek na skutek tej działalności, pokazałem w opublikowanym pięć lat temu materiale. Symbolem niech będzie zatonięcie przy nabrzeżu „Kapitana Głowackiego”, czy zatonięcie przy nabrzeżu, a potem spłonięcie na lądzie ”Kapitana Haski”. No i tabliczka na nabrzeżu: „Wstęp wzbroniony”.

Śmierć kliniczna (2015)

 Potem pojawiła się jaskółka zmian. Nowy Zarząd PZŻ zdecydował się na porządki. Obok czyszczenia spraw formalnych i gruntowych i uwolnienia z „dziwnych” umów z przeszłości, założono (wspólnie z Zachodniopomorskim Związkiem Żeglarskim) Fundację, a fundacja podjęła dzieło odbudowy ośrodka. Fundacja pozyskała dofinansowanie PZŻ  oraz unijne, no i latem 2019 ruszyła Marina Trzebież. 

Udało sie także sprzedać w ręce prywatne większość wraków. Poza wpadką z „Jurandem”, którego nowy właściciel wbrew umowie oddał na złom, inne jachty są w remoncie lub już pływają. Podjęto remont dwóch “Nefrytów”.

Niestety! Nadal słychać o nieporozumieniach. Zaczęło się dobrze „szef wszystkich szefów” w Fundacji, zaczął pytać użytkowników – żeglarzy o uwagi do projektu. Spotkał się ze współpracą ale i głupim hejtem. No i na nieszczęście zareagował na niego (zrozumiałą) urazą i niezrozumiałym dla mnie brakiem chęci do uwzględniania uwag, o które sam poprosił. Potem wykonawca miał swoje trudności, nie dziwne w trudnych czasach. Liczne grono fanów Trzebieży usiłowało pilnować, zwracać uwagę na błędy. Niestety niemal nic nie uwzględniono, niedoróbki są (były przez dwa sezony?) usuwane podczas eksploatacji. Ale niektórych nie usunięto – przykładem może być „tonięcie” wytyków, jeśli stanie na nich cięższy załogant

Potem nastąpił konflikt z rezydentami, tradycyjnymi i potencjalnymi. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, zasady zawierania umów i tempo ich zawierania były absolutnie niejasne. Skutek: masowy odpływ rezydentów. A bez całorocznego dochodu marina nie przetrwa. Dla ratowania finansów wydzierżawiono niewykorzystany teren za budynkiem głównym firmie montującej rurociągi refulacyjne do pogłębiania toru Szczecin –Świnoujście.  Moim zdaniem słusznie, choć oczywiście znów znaleźli się wietrzący przekręt albo teorie spiskowe.

Potem była sekwencja zmian kadrowych: odejście szefa Rady Nadzorczej – rewolucja we władzach Zachodniopomorskiego Związku Żeglarskiego (jeden z dwóch głównych partnerów) – wymiana Prezesa Fundacji. Tu pojawił się znów były szef Rady Nadzorczej – mimo, iż ma za uszami upór, o którym wspominałem – mam dla niego kredyt zaufania. No i wydaje się, że po raz pierwszy od dwudziestu lat, wszyscy partnerzy –  obecnie: udziałowcy, rada i zarząd, pracują zgodnie.

Cała ta historia pokazuje moim zdaniem liberała, że uczciwie i dobrze przeprowadzona prywatyzacja mogłaby mieć sens. Nie potrafię jednak rozstrzygnąć, czy te ćwierć wieku albo nawet dziesięć lat temu dałoby się uzyskać dla niej akceptację, no i znaleźć „forsiastego” i uczciwego nabywcę.

Marina żyje (2019)

Tyle dywagacji historycznych, czas iść do przodu. Oto port w Trzebieży:

Port w Trzebieży położony jest na zachodnim brzegu Zalewu Szczecińskiego,  na wysokości wyspy Chełminek. Od wód Zalewu oddziela go prostokątna Wyspa Refulacyjna o długości około 600 m. Obie wyspy powstały z urobku pozyskanego z budowy Kanału Cesarskiego (dziś Piastowskiego) i pogłębiania toru Szczecin – Świnoujście.

Na wysokości obu krańców W. Refulacyjnej znajdują się nieosłonięte wejścia:

Wejście północne: 53°39,95’N – 14°30,80’E;

Wejście południowe: 53°39,51’N – 14°31,60’E.

Wzdłuż kanału przy brzegu wyspy znajdują się stalowe dalby, przy których w swoim czasie cumowały zestawy pchane. Kanał łączy północną część portu przeznaczoną dla jachtów z południową handlowo – rybacką. Na południowym krańcu portu znajduje się warsztat, zwany stocznią jachtową.

Długa keja łącząca obie części była nabrzeżem przeładunkowym (w 2012 roku 8900 ton). Dziś jest bazą taboru zatrudnionego przy pogłębianiu toru. Na narożniku kei znajduje się, prowadzona przez żeglarza, stacja paliw tel. +48 601 778 898 (całorocznie). Postój jachtów w porcie rybackim jest, od kiedy uruchomiono marinę niemile, widziany, a przy długiej kei kanału niemożliwy.

Kontakt do bosmanatu Urzędu Morskiego, mieszczącego się w baraku na nabrzeżu: tel. 91 312 83 46, VHF 71 (wywołanie „Kapitanat Trzebież”). Obok domek z WC. Podkreślić należy niezmienną życzliwość i uprzejmość bosmanów, a także Kapitana Portu. A porcie rybackim stacjonuje statek typu SAR 1500: „Monsun”.

Część żeglarska to spory basen; kiedyś podzielony tzw. „Pirsem T” na części A i B. Dziś wyrasta stamtąd zakrzywiony pomost pływający, którego zadaniem jest ograniczenie zafalowania przy północnych wiatrach.

To zafalowanie jest największą wadą Trzebieży. Zapobiec mu mogłoby tylko zamknięcie północnego wejścia groblą albo dość wyrafinowane łamacze fal. Z powodów użytkowych i ekonomicznych niewykonalne. No cóż – jest niewiele spokojniej ale jednak postój przy pływających pomostach i w wytykach  przynajmniej ogranicza nagminne rwanie cum mające miejsce, gdy cumowało się na bojach.

Jak wspomniałem część wytyków ma za małą wyporność pływaków, toną pod stukilowym prawdziwym mężczyzną, a mi się zdarzyło zamoczyć buty. Poza tym są one dziwnie krótkie.

Na pomostach jest prąd i woda, w cenie. Należy uważać przy podchodzeniu do długiej kei, tzw. „betonówki” – głębokość dość nagle spada do 1,5m! Po za tym nie mamy problemu z głębokościami, są nie mniejsze, niż 2,5 m.

W budynku głównym biuro bosmanów – warto zapowiedzieć się telefonicznie (+48 789 327 991) – wskażą miejsce i pomogą w cumowaniu. Są dwa zestawy łazienek: wewnątrz i na szczytowej ścianie. Mycie naczyń od tyłu budynku. Budynek mieści także pokoje hotelowe.

Marina posiada hangar, dźwig oraz slip. Strona mariny: www.marinatrzebiez.eu/ , www.marinatrzebiez.pl/.

Adres: 72-020 Trzebież, Rybacka 26; e-mail: biuro@marinatrzebiez.pl, telefon do biura +48 789 327.

Podejście

Podejście możliwe jest od południa z Roztoki Odrzańskiej i od północy, od strony pełnego Zalewu. Pomiędzy Wyspą Refulacyjną, a Chełminkiem znajduje się Mielizna Kopanicka z głębokościami około 1 m. Przejście między wyspami jest możliwe w zasadzie tylko pomiędzy torem wodnym, a Chełminkiem, poza tym torem, od zachodniej strony, nawet stawa Bramy Torowej nr 4 stoi już na mieliźnie! Mielizny na południe od Wyspy Refulacyjnej są zarośnięte zielskiem. Oznacza to, iż podejścia są możliwe tylko przy dokładnym trzymaniu się oznakowanych torów.

Od północy podejście rozpoczynamy z okolic Bramy Torowej nr 3, tor wyznaczony jest przez nieświecące pławy, najpierw dwie zielone: TN-A i TN-B,  a następnie trzy pary pław od TN-1 do TN-6. To ostatnie zawdzięczamy wspólnej inicjatywie SAJ i PZŻ sprzed kilku lat. Jest także nabieżnik nabieżnik świetlny 150,2°, do którego bym się jednak nadmiernie nie przywiązywał: mielizny i, za nimi pławy, mają tendencję do wędrowania. Zielone i czerwone światła na główkach: ISO 2 s.

Uwaga: po zachodniej stronie podejścia do portu znajdują się przy brzegu liczne bariery sieci oraz bujna roślinność podpowierzchniowa. Warto o tym pamiętać w razie potrzeby halsowania.

Podejście od południa zaczyna się od czerwono-zielonej świetlnej (Fl 2+1 G 15s) pławy toru Szczecin – Świnoujście noszącej nr „15”. Następnie para pław torowych TS-1 i TS-2 w linii nabieżnika 301,2°, do oświetlonych główek (ISO 4s).  Tu mielizny nie mają tendencji do przemieszczania się, jednak także trzeba uważać na roślinność wzdłuż brzegu.

Miejscowość

Trzebież to spora (ponad 2 tys. mieszkańców) wieś, kiedyś rybacka i przemysłowa, dziś dominuje funkcja turystyczna. Po zamknięciu linii kolejowej ze Szczecina pozostają linie autobusowe do Polic i Nowego Warpna.

We wsi jest kilka lokali gastronomicznych, w większości sezonowych oraz „kultowa” „Portowa” z dobrą kuchnią, sobotnimi zabawami tanecznymi i pokojami hotelowymi. Ośrodki wakacyjne mieszczą się w północnej części, tzw. Małej Trzebieży, gdzie jest też plaża oraz słynna z podpalenia przed kilku laty promenada nadmorska. Z kilku sklepów spożywczych, a których co najmniej jeden jest czynny w niedzielę. Jest także normalna drogowa stacja paliw.

Pierwsze kronikarskie wzmianki o Trzebieży pochodzą z ok. 1280 r., kiedy to książę. pomorski Bogusław IV  nadał wieś obywatelowi Szczecina. Przez stulecia Trzebież rozwijała się jako typowa nadzalewowa osada. W końcu XIX w. powstał tu port żeglugi pasażerskiej, tranzytowy i stocznia. Oraz połączenie kolejowe z Policami. W końcówce II wojny światowej ucierpiał głównie port oraz tartak. Potem, jak już wspomniałem był epizod z „enklawą policką”.

Do 1948 r. uruchomiono ponownie port, stocznię, tartak, powstała spółdzielnia rybacka „Certa”. Osada zaczęła się rozwijać dynamicznie. Największy rozkwit Trzebieży przypada na lata 70. XX wieku, był to wówczas największy polski port nad Zalewem Szczecińskim, konkurujący tylko ze Stepnicą.

Najciekawsze zabytki to kościół Podwyższenia Świętego Krzyża z 1745 r., wcześniej kościół ewangelicki oraz kilka domów szachulcowych przy ulicy Rybackiej.

Warto zaglądać do Trzebieży.

 

(tekst opublikowany w SSI Jerzego Ku;lińskiego z Jego komentarzem http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3730&page=0 }