Lohme to kolejne z miejsc, nie wybranych przez Jurka Kulińskiego do „Wybranych portów Niemiec Wschodnich”. Zarazem to miejsce, dokąd przez lata planowałem się wybrać, a nigdy jakoś się nie składało. W końcu w ramach okrążania Rugii cofnęliśmy się z Sassnitz na jeden nocleg. Było warto!
Lohme (w słowiańskim Łom – rozpadlisko) znajduje się na południowym brzegu zatoki rozciągającej się od Arkony po Kollicker Ort pięć mil na wschód od Glowe.
Fot. 1 Lokalizacja Löhme (Navionics)
Podchodząc od strony Świnoujścia mijamy latarnię Kollicker Ort ukrytą w klifowym wybrzeżu półwyspu Jasmund (Fot. 2), po czym podziwiając pionowe urwiska okrążamy cypel i jest! Stroma skarpa, z widocznymi z daleka schodami o niezliczonej liczbie stopni, na jej szczycie kilka budynków (Fot. 3), a w dole maszty. Dla pamiętających enerdowskie patrolowce odpędzające żeglarzy z bratniego kraju taka żegluga tuż przy klifach jest dodatkową radością. Pamiętać jednak należy o strefie ochronnej parku narodowego oraz o ogromnych głazach leżących tuż przy brzegu (Fot. 4).
Fot. 2 Kollicker Ort z bliska
Fot. 3 Pierwsze spojrzenie na Lohme
Fot. 4 Tu lepiej nie zawędrować
Odbudowany w 2010 roku porcik jest maleńki i obecnie wyłącznie jachtowy. Podejście od północy, w zasadzie można podchodzić z obu stron wzdłuż wybrzeża, dopiero w samej końcówce ustawiając się w osi dość wąskiego (nieco ponad 20 m) wejścia. Na głowicach kamiennych falochronów stoją czerwone i zielone światła na prostych słupach. Uwaga, nie należy pomylić wejścia z przerwą oddzielającą niewielki wyspowy falochronik po prawej stronie od portu. Przy silnych wiatrach od NNW do N przejście przez dość długie wejście jest niebezpieczne, namawiałbym do rezygnacji, tym bardziej, że wewnątrz nie ma miejsca na zrzucanie żagli.
Fot. 5 Widok wejścia
Fot. 6 Wejście jest wąskie
Zaraz za wejściem trzeba kierować się w lewo, po prawej stoją jakieś dalby i bojki na kamienistej płyciźnie.
Postój przy dość wysokich pomostach z cumami rufowymi na dalbach. Większe jachty namawiałbym do nie wchodzenia daleko w głąb basenu, podobno w jego końcu głębokości spadają do 1,5 m. Po za tym głębokości przekraczają 2,5 m. Postój jest spokojny i bezpieczny w każdej pogodzie, także przy nordowych wiatrach. Na pomostach energia elektryczna i woda, wliczone w opłatę postojową.
Fot. 7 Planik portu z Navionicsa
Bardzo sympatyczny i komunikatywny (choć władający tylko niemieckim) hafenmeister jest dwa razy na dobę, nominalnie: 8.30-9.00 i 17.20-20.00. Łączność – VHF kanał 15, Tel.: nr: +49 3830290909. Płacąc za postój otrzymujemy kody do drzwi łazienek, uwaga: różne do męskiej i damskiej, możemy nabyć żetony do pryszniców oraz zamówić świeże bułki dostarczane rano przez bosmana. Na szczęście łazienki i kantorek bosmana są na poziomie portu. (Fot. 8). Wszędzie poza tym trzeba wspinać się po niezliczonych schodach, a do tego najbliższą restaurację, tuż nad łazienkami i z tarasem widokowym zamykają już późnym popołudniem.
Fot. 8 Łazienki i bosmanat
Nasuwa się taka refleksja. Sporo portów niemieckich i duńskich jest osłoniętych narzutowymi, kamiennymi falochronami. Laikowi, jakim jestem w tej dziedzinie, wydaje się to skuteczniejsze i tańsze od stosowanych u nas falochronów betonowych, wymagających osłony gwiazdoblokami. Do tego odnoszę wrażenie, że znakomicie one tłumią odbicia fali. Nie pojmuję, czemu na przykład w Pucku nie zaplanowano takiego rozwiązania, przynajmniej w „części żeglarskiej” projektu modernizacji portu, gdzie na falochronie nie przewiduje się miejsc postojowych. Wysokie falochrony Lohme stwarzają wrażenie komfortu i bezpieczeństwa niezależnie od warunków. (Fot. 9 i 10).
Fot. 9
Fot. 10
Port jest lubiany przez żeglarzy, wydawnictwa ostrzegają przed brakiem miejsc po 1600, co akurat się nie potwierdziło. Znawcy namawiają na obserwację zachodów słońca i momenty zapalenia latarni Arkona, w tym celu trzeba wspiąć się po „schodach do nieba” (fot. 11). Niewielka, licząca ok. 500 mieszkańców miejscowość to pensjonaty i hotele. Jedyny sklepik jest mały i skromnie zaopatrzony. Dla zainteresowanych tuż obok (ok. 2 km) Park Narodowy Jasmund z centrum edukacyjnym Königsstuhl.
Fot. 11 Kto się tam wdrapie?
Wróćmy jeszcze do kamieni pokazanych na fot. 4. . Największy z nich nosi nazwę Schwanenstein i został umieszczony w herbie Lohme. Ma ważyć podobno 160 ton. Legenda głosi, że dzieci na Rugię latem przynosiły oczywiście bociany, jednak zimą łabędzie, a do czasu dostawy dzieci były ukryte w głazie. Niestety obok jest dużo mniej radosna pamiątka: tablica poświęcona trzem chłopcom, którzy bawili się tam w lutym 1956. Nagła zmiana pogody zaskoczyła ich, narastający sztorm spowodował, że akcja ratunkowa prowadzona przez okolicznych rybaków była bez szans.
Fot. 12 Na zachętę
Kończę składanką obrazków na zachętę. Odwiedźcie Lohme.