Puchar Ameryki 2021
Już niedługo wielkie wydarzenie: 37 Regaty o Puchar Ameryki. Zostaną rozegrane na wodach Nowej Zelandii – obrońcy Pucharu w terminie 6 do 21 marca.
Tymczasem tuż przed Bożym Narodzeniem odbyły się pierwsze “treningowe” regaty. Na YT pojawiły się dwa kanały, w których komentowali to najwybitniejsi polscy regatowcy meczowi. Poniżej linki do pierwszych odcinków.
Święta, Święta i….
Drodzy!
W tym ponurym roku, pełnym smutku, tragedii, naznaczonym dalszym upadkiem państwa, zdarzyło się pewnie każdemu z nas i coś lepszego, a może nawet bardzo dobrego.
Życzmy sobie nawzajem, by w kolejnym roku te proporcje były dużo lepsze, abyśmy zdrowi byli, a za rok spotkali się w nie zmniejszonym gronie.
Zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i fajnych planów rejsowych pod choinkę!
Komunikat SAJ
NAGRODA HONOROWA STOWARZYSZENIA ARMATORÓW JACHTOWYCH
DLA ŻEGLARZA, KTÓREGO DZIAŁANIE MOŻE BYĆ WZOREM DLA INNYCH
ZA ROK 2020
Rada Armatorska SAJ ogłasza otwarcie okresu zgłoszeń kandydatur do Nagrody Honorowej Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych dla żeglarza, którego działanie może być wzorem dla innych, za rok 2020.
Honorowa Nagroda Żeglarska Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych jest wyróżnieniem mającym na celu szczególne uhonorowanie osoby fizycznej, której działanie żeglarskie może być wzorem dla innych, szczególnie w zakresie statutowych celów SAJ. Tym razem będzie ona przyznawana już po raz szósty.
Przypominamy listę poprzednich laureatów:
2015 – Iwona i Marek Tarczyńscy
2016 Henryk Brylski
2017 Marcin Palacz
2018 Tomasz Konnak
2019 Andrzej Minkiewicz
Uhonorowaniem mogą być objęte zarówno walory odbytych rejsów, startów w regatach, jak działalność popularyzatorska i publicystyczna, wychowawcza, edukacyjna oraz solidarna postawa wobec innych żeglarzy.
Nagroda może być przyznana każdemu, nie tylko członkowi SAJ.
Prawo do nominowania kandydatur do Nagrody mają wyłącznie członkowie SAJ, przyjęci do Stowarzyszenia do 1 grudnia 2020 roku. Zgłoszenie może być wykonane pisemnie lub elektronicznie (formularz kontaktowy na stronie saj.org.pl), musi być podpisane w sposób umożliwiający identyfikację zgłaszającego wraz z podaniem sposobu kontaktu. Zgłoszenie poprzez forum wewnętrzne na stronie saj.org.pl uważa się za wystarczające.
Po zamknięciu zgłoszeń, które nastąpi 10 stycznia 2021 Rada Armatorska opublikuje listę nominacji na wewnętrznym forum SAJ na okres nie krótszy, niż 14 dni. Czas ten jest przeznaczony na wyrażenie opinii na forum przez członków SAJ.
Nagrodę przyznaje Rada Armatorska w trybie uchwały, z udziałem opiniującym członków honorowych.
Zapraszamy, zgłaszajcie kandydatury.
Rada Armatorska
1 grudnia 2020 roku
Tribute to Marcin Król
25 listopada odszedł od nas profesor Marcin Król. Nie będę się silił na życiorysy, kto zechce znajdzie bez trudu w Internecie. Za to w ramach osobistej dla Niego wdzięczności, za mądre myśli, które nam przekazywał, z którymi nie zawsze się zgadzałem ale zawsze skłaniały mnie do zastanowienia i refleksji, zamieszczam tutaj coś, co uważam za swoisty testament Profesora.
To publikowane od kwietnia do października 2020 Notatki. Ukazywały się one najpierw codziennie, potem raz w tygodniu na Facebooku, medium ulotnym. Wychwycenie ich wszystkich to potężna praca. Zebrałem więc je wszystkie, opatrzyłem własnym tytułem i zapisałem w pdf. Plik Notatki Marcina Króla do pobrania. Życzę pożytecznej lektury!
Powrót Zimowej Pory – dziś odcinek 76
Latem zastanawiałem się, czy wrócić do pisania tych felietoników. Czy pokonać wrodzone lenistwo? Czy nie zmęczyłem Czytelników? Czy nie mógłbym robić czegoś ciekawszego? Ostatecznie jednak wracam. Jak pisałem w pierwszym odcinku, noszącym datę 27 listopada 2013 (!) roku, traktowałem tę pisaninę jako sposób na przetrwanie zimy. Nie spodziewałem się, że pomysł będzie trwał tak długo. W tym roku może ta terapeutyczna rola być podwójnie ważna, gdy kaprysy dyktatora pozbawiają nas kawałek po kawałku tak elementarnej wolności, jak wyjście do parku, czy lasu. Dodatkowo dobijające są absurdy niektórych ograniczeń, a mnie osobiście oburza także ich konstytucyjna nielegalność…Czytaj dalej
100-lecie urodzin Krystyny Remiszewskiej
25 października mija 100-lecie urodzin kapitan Krystyny Remiszewskiej. Urodziła się 25. 10. 1920 roku w Przyłubiu Polskim nad Wisłą (dziś część Solca Kujawskiego). Tam właśnie po „emigracji” z Zakopanego trafili w ramach wojennej tułaczki rodzice jej matki Jadwigi. Dziadek Krystyny, dr Andrzej Chramiec po wojennym bankructwie (nie był w stanie spłacić przejętego na potrzeby wojska austriackiego sanatorium) wędrował poprzez Wadowice, Galicję Wschodnią, Kujawy, aż, nieco później zamieszkał w Wielkopolsce. Ojciec Krystyny, Kazimierz Remiszewski, walczył na froncie bolszewickim, więc naturalną koleją rzeczy Jadwiga schroniła się pod opiekę rodziców.
Wraz z rodzicami i dwoma młodszymi siostrami Danutą i Teresą, Krystyna w 1928 roku trafiła do Gdyni, gdzie Kazimierz Remiszewski pracował w tworzącym się Banku Gospodarstwa Krajowego. Tu uczęszczała do szkoły powszechnej, a potem do Gimnazjum Urszulanek, gdzie zdała maturę. Podczas nauki w gimnazjum, poprzez harcerstwo trafiła do żeglarstwa. Pływała m. in. na słynnym jachcie „Grażyna”, na której pokładzie powstała piosenka znana dziś jako „Pod żaglami Zawiszy”. Aktywność żeglarska panienki z dobrego domu skłoniła także Kazimierza do zainteresowania się żeglarstwem, co dodało jedno pokolenie do rodzinnej tradycji. Do wybuchu wojny Krystyna zdążyła zdobyć stopień sternika morskiego. Zapisała się także na studia na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Na “Grażynie” 1936
Wybuch wojny oczywiście pokrzyżował wszelkie plany. Rodzina po wędrówce ostatecznie osiedliła się w Krakowie. Krystyna pracowała w niewielkiej firmie spedycyjnej, w pewnych okresach utrzymując cała rodzinę. Wojna naznaczyła losy kolejnymi tragediami. W Sylwestra 1939 po gestapowskiej rewizji zmarł w Katowicach na zawał w wieku 80 lat Dziadzio, dr Andrzej Chramiec. Wuj Jerzy Chramiec, oficer Wojska Polskiego trafił do sowieckiego obozu w Starobielsku. A w roku 1943 nastąpił cios największy: aresztowana i zamordowana przez Gestapo została średnia siostra Danuta. Sama Krystyna aresztowana przez Niemców znalazła się w krakowskim więzieniu na Montelupich. Tam pracując w więziennej pralni była w stanie wspomagać współwięźniów, między innymi przekazując informacje i grypsy. Ślady tego można odnaleźć w powojennych wspomnieniach, gdzie określano ją jako „anioła więziennego”. Mimo tyfusu przeżyła więzienie, przeżyła także transport do obozu koncentracyjnego, z którego uwolniło ją nadejście frontu.
Nigdy po wojnie nie wykazała się nienawiścią do Niemców, przez wiele lat o więziennych czasach nie rozmawiała, gdy po apelu biskupów polskich do niemieckich i wizycie kanclerza Brandta w Warszawie w 1970 pojawiła się skrucha ze strony Niemców i wola choćby symbolicznego rekompensowania krzywd, potrafiła okazać wybaczenie, choć nigdy zapomnieć.
Latem 1945 Kazimierz został skierowany znów do Gdyni, do odtworzenia banku , wraz z nim wróciła rodzina. Krystyna od pierwszej chwili włączyła się w działalność żeglarską, przede wszystkim odbudowę jachtów, zaszczepiła też bakcyla żeglarskiego młodszej siostrze Teresie. Podjęła studia na UJ, a po nich i po pokonaniu raka, rozpoczęła pracę w przedsiębiorstwach gospodarki morskiej. Kolejno w Morskiej Agencji, Polcargo i Baltonie, gdzie dopracowała do emerytury. W latach czterdziestych udało jej się żeglować na „Przygodzie”, „ Witeziu”, „Kneziu” i przede wszystkim na „Generale Zaruskim”. Działała też w Yacht Klubie Polski. Pierwsza połowa lat 50. była trudnym okresem. Żeglarstwo morskie zostało zlikwidowane, PZŻ i kluby wprowadzone w scentralizowaną strukturę państwowego sportu. Posiadanie rodziny za granicą było poważnym obciążeniem, a tu tym gorzej: siostra jej matki, Janina była żoną sanacyjnego generała Edmunda Knoll-Kownackiego, który pozostał z Andersem w Wielkiej Brytanii. Do gdyńskiego mieszkania dokwaterowano przymusowo obcą rodzinę. Pieniędzy ledwo wystarczało na przeżycie. A nade wszystko poczucie bezsensownego terroru, absurdu życia oficjalnego i zniewolenia.
Z ojcem 1947
Gomułkowska „odwilż” dala na chwilę oddech. Odrodziło się żeglarstwo. Reaktywowano kluby i Polski Związek Żeglarski, Krystyna natychmiast wróciła do działalności w YKP. Przedwojenny stopień sternika morskiego zweryfikowała na stopień kapitana jachtowego, stając się w ten sposób jedną z pierwszych trzech kobiet kapitanów w powojennej Polsce, obok Krystyny Około-Kułak i Zofii Sumińskiej. W ramach ograniczonych możliwości urlopowych i finansowych żeglowała, głownie po Bałtyku,szkoliła młodzież i działała. Po rozłamie w YKP przeszła do JKM „Gryf”, którego członkiem pozostała do końca, w ostatnich latach będąc aktywnym członkiem Koła Seniorów. Zaprzyjaźniła się także z żeglarzami z Elbląga, prowadziła kilka rejsów na należącym do Jacht Klubu przy „Zamechu” jachcie „Szafir”. Miałem tylko raz, poza krótkimi pływaniami zatokowymi, okazję być z nią jako kapitanem w bałtyckim rejsie. Dobrze wspominam relacje kapitan – załoga, połączenie naturalnej dyscypliny żeglarskiej i bezpośredniości oraz luzu na pokładzie.
Z siostrą Teresą – lata 60.
Nadzieje związane z przełomem 1956 roku, o ile w ogóle miała, prysły szybko i czasy gomułkowskie, choć w mniejszym stopniu, nadal były szarym okresem. Szokiem był Grudzień 1970, okres gierkowski po tych dniach był może bardziej kolorową ale nie mniej pozbawioną nadziei epoką. Tę nadzieję dał wybór Jana Pawła II i jego pierwsza wizyta w Polsce. Nadzieję, że komunizm nie będzie wieczny, choć nie wiadomo jak długo potrwa. Żeglowała nadal, korzystając z większej dostępności świata. Kibicowała też, mimo odwiecznej, naturalnej rywalizacji, siostrze Teresie w jej samotnym rejsie atlantyckim. Sympatyzowała i po cichu współpracowała z opozycją, została także, już jako emerytka, członkiem „Solidarności”, w wyborach czerwcowych roku 1989 z ramienia Komitetu Obywatelskiego „Solidarności” była członkiem komisji wyborczej w Gdyni, a potem współpracowała z Komitetem Obywatelskim Franciszki Cegielskiej, aż do wolnych wyborów w 1990.
W ostatnich latach życia kibicowała żeglarskim początkom czwórki wnuków młodszej siostry Teresy, pełniąc, choć nazywana była „Ciocią”, rolę pełnowymiarowej babci. Jak przez całe życie, wciąż była pogodna, optymistyczna, pełna poczucia humoru, zainteresowana światem i otwarta na nowinki. Umiała też być konsekwentna: przez kilkadziesiąt lat była nałogową palaczką, jednak gdy pewnego dnia postanowiła rzucić palenie, po prostu to uczyniła – nigdy więcej nie sięgając po papierosa.
Boże Narodzenie rok 2008
Stopniowo traciła siły, coraz gorzej też widziała. Obserwowała odchodzenie kolejnych członków rodziny i przyjaciół, czyniła to ze spokojem, pogodzona z naturalną koleją rzeczy, wierząc, że taka jest Najwyższa Wola. Krystyna Remiszewska zmarła we śnie 8 marca 2013 roku i została pochowana w rodzinnym grobie na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni.
Jeszcze o Zaślubinach z morzem
Edycja 11 i 12 października 2020
Kilka lat temu pisałem o zaślubinach z morzem dokonanych przez Gen. Hallera 10 lutego 1920. To było tu: Zimową porą – odcinek 57
Jedną z kontrowersji jest sprawa warunków panujących tego dnia w Pucku i dzień potem w Wielkiej Wsi.
Przypadkiem przed chwilą zobaczyłem w telewizorze w knajpce na trasie program ignorowanej zazwyczaj przeze mnie stacji. Był to reportaż historyczny Eugeniusza Pryczkowskiego o tym dniu. I pojawia się tam fascynujący dokument: nagranie wspomnienia samego Hallera, który opowiada jak Kaszubi pobiegli po lodzie, by złapać rzucony przez niego pierścień. Nie złapali, utonął (nagranie nie rozstrzyga, czy w przeręblu, czy lód się kończył). Na pytanie czemu go nie złapali, mieli powiedzieć: “Wyjmiemy go w Szczecinie”.
Jest i kolejna relacja jak dzień potem w Wielkiej Wsi rybacy na plecach przenieśli generała do kutra Jakuba Myślisza “Seestern”.
A więc wjeżdżanie konno, czy wchodzenie do wody możemy miedzy bajki włożyć. Ale też Zatoka nie była zapewne skuta lodem od brzegu do brzegu. Ze zdjęć wynika, że było chmurno i mogło być deszczowo, jak mówią niektóre relacje.
A poniżej obraz Fałata poświęcony Zaślubinom, zamieszczony w komentarzu w SSI przez Krzysztofa Baranowskiego, który pracuje nad książką poświęconą malarstwu marynistycznemu.
TEQUILA 2020 dzień 101 i ostatni
2020-090-08 wtorek
Prognozy na kolejne dni są nieciekawe, rano przyjeżdża do Gdyni Grzegorz, decydujemy się wykorzystać baksztagowy wiatr, który ma rosnąć i przeskoczyć do Kuźnicy. Jazda na samym foku jest piękna. Po drodze mijamy zakotwiczony “Dar Młodzieży”, “Generała Zaruskiego” pod żaglami, a gdzieś przed dziobem kręci się ORP “Orzeł”. Po szybkim przelocie cumujemy do jachtu kolegi i dopiero wtedy doceniamy siłę wiatru. Zamiast zapowiadanych szkwałów do 25 węzłów wieje chwilami, według mojej oceny, zdrowa ósemka. (Faktycznie potem gdzieś czytałem, że koledzy zmierzyli i ponad 40 węzłów). Sześć cum, wszystkie odbijacze i stoimy. Rejs zakończony.
Za rufą została wzburzona załoga i wspomnienia…
Przez TEQUILĘ przewinęło się 18 osób, w tym część absolutnych debiutantów, byli tez tacy, których nigdy wcześniej nie spotkałem. Eksperyment raz jeszcze się powiódł, wszyscy okazali po prostu się dobrym towarzystwem. Cieszyli się żeglowaniem, wpisywali w rutynę mojego żeglowania i mieli coś ciekawego do opowiedzenia. Och… i oczywiście cierpliwość do wysłuchiwania mojego gadania!
Poza kilkoma przystaniami na ul. Przestrzennej na Dąbiu oraz Kamminke i Świnoujściem na Uznamie oraz Sopotem byłem we wszystkich portach i przystaniach na zachód od Górek Zachodnich. Oczywiście tych dostępnych dla jachtu o zanurzeniu 1,5 m. Zebrałem trochę obserwacji, niestety część z nich nie jest optymistyczna. Znów spotkałem wielu przyjaciół, dawnych i nowych, mnóstwo życzliwości i pomocy.
Tegoroczny program powrotu do Danii i eksploracji szwedzkiej strony Sundu musi zostać odłożony do przyszłego roku…. o ile znów nas nie spotkają idiotyczne ograniczenia biurokratyczne. I od razu uwaga: nie jestem zwolennikiem płaskiej Ziemi, twierdzę tylko, że rządy różnych krajów, w tym szczególnie rząd niełaskawie nam panujący zachowały się właśnie tak, jak napisałem: idiotycznie i biurokratycznie. Było o tym w relacji na bieżąco, więc dosyć na tym teraz.
A żebyście nie myśleli, że mam dość, to powiem tylko tyle: piszę to w trakcie wielodniowej włóczęgi po Zatoce. Byłem nawet – pierwszy raz wodą – w sympatycznym i wygodnym Błotniku.