OSTATNI REJS odc. 5 czyli kamieńskie fatum

 

Pożegnaliśmy się nieco ponad dwa tygodnie temu, kiedy to w Kamieniu Pomorskim zaczynałem główną, czyli zalewową, część wyprawy. Stałem wtedy w Kamieniu Pomorskim tydzień, co wymusiła awaria silnika, usunięta dzięki pomocy przyjaciół. Po dwóch tygodniach wpadłem do Kamienia na jeden nocleg. I ugrzązłem. Pogoda była jak jesienią i to brzydką. Silny wiatr, do tego wypadało nam pod wiatr na wąskim i płytkim torze po Dziwnie. Do tego lało i było zimno. Decyzja mogła być tylko jedna: czekać aż wróci lato. I tak minęło kilka dni. Podczas przymusowego postoju wymienił mi się załogant, w terminie planowanym, lecz z dużo trudniejszą komunikacją. Kilka dni mogłem spędzić na rozmowach towarzyskich i rozmyślaniach.

Na tarasie „Jachtowej”

Wraz z wzrostem popularności żeglarstwa można zaobserwować zjawiska typowe dla wszelkich dziedzin życia i zapewne niemal całego świata. Oczywiście tłok i hałas. Wzrost cen wynikający z dużego popytu na usługi. I większą łatwość natrafienia na nieco gorsze albo znacznie gorsze obyczaje, wręcz chamstwo. Pomińmy osławione Mazury, gdzie tłok, hałas i chamstwo są przysłowiowe. Nie znaczy to, że tam trafiają gorsi ludzie. Ale przy tym tłumie nawet normalny procent buraków powoduje koncentrację i powszechność chamstwa.

W portach morskich wygląda to lepiej, a przy moim stylu bycia na jachcie, unikaniu dużych imprez, z chamstwem stykam się rzadko. Za każdym razem zasmuca to tym bardziej. Bywa głośno, bywa brudno, rzadziej zdarza się wandalizm. Są też sytuacje żeglarskie…

Niedawno wchodziłem do jednego z portów. Mały basenik, zazwyczaj tłok. Mam zwyczaj prosić telefonicznie o rezerwację miejsca, w tym roku to tym ważniejsze, że ograniczona sprawność nie ułatwia mi manewrowania i wymaga pewnego komfortu przy wchodzeniu i wychodzeniu na jacht oraz minimalizacji odległości do łazienki. Podchodziłem więc spokojnie, dając czas załogantowi na sklarowanie cum na dziobie. Nagle z przeciwnej strony pojawił się jacht, na nasz widok przyśpieszył gwałtownie i dosłownie wcisnął się przed naszym dziobem do baseniku. Spokojnie wchodziliśmy nadal, wiedząc, że mamy miejsce. Tamten spróbował ustawić się w dość niewygodnym miejscu, dla mnie niedostępnym ze względu na komunikację z lądem, zrezygnował i… ponownie władował się nam przed dziób próbując wsunąć się na miejsce, na którym królowała biała tablica z napisem „Zarezerwowane”. Nie tabliczka, tablica! Krzyknąłem z ostrzeżeniem dając wstecz, załogant na dziobie zawołał „zarezerwowane!”, na co burak powiedział, że on tam staje. Sytuację wyczyściło pojawienie się bosmana. Stanąłem spokojnie, a burak po trzech próbach jeszcze, ustawił się na miejscu, od którego zaczynał. A podczas manewrów darł się na żonę pracującą na dziobie.

Urocza przystań szczecińskiego AZS

Mam odczucie, że takich sytuacji przybywa, przypisuję to coraz większemu deficytowi miejsc. Dwa, trzy lata temu można było wejść do mariny z marszu i być pewnym, że miejsce się znajdzie. W tym roku do większości portów warto zatelefonować z rezerwacją, a w kilku jest to wręcz konieczne. Na szczęście mamy telefony komórkowe.

Kościół (nie katedra!) w Wolinie

Poprzednie dziesięć dni spędziłem na Zalewie i Dąbiu. Wolin, Nowe Warpno, Trzebież, Stepnica, przystanie Szczecina-Dąbia, Lubczyna i Gocław. Spokojnie, nieśpiesznie. Oczywiście jak to w tym roku: wiatru za dużo albo za mało i zawsze „w twarz”. Na ogół smaczne jedzenie w knajpach (tylko te „paragony grozy”), postoje wygodnie, łazienki na poziomie, a obsługa i bosmani uczynni i życzliwi. Jest dobrze.

Z Elą Blondynką na ławeczce pod „Dziwną”

W relacjach żeglarze-bosmani zdarzają się konflikty. Twierdzę, że najczęściej zawinione przez żeglarzy. Taki przykład: wchodzi jacht do mariny, staje „na zakazie” (wprowadzonym przez Urząd Morski), pan <baczność> KAPITAN<spocznij> otwiera piwo w kokpicie i zaczyna się delektować. Przychodzi chłopak z bosmanatu z prośbą o przestawienie jachtu. pan <baczność> KAPITAN<spocznij>posyła go na drzewo, po czym opisuje w mediach społecznościowych. Na szczęście społeczność zauważa, że piwo mogło poczekać 10 minut, aż pan <baczność> KAPITAN<spocznij> przejdzie się do bosmana, zgłosi i opłaci postój. Poza tym są też telefony komórkowe!!! Naprawdę warto z nich korzystać.

Taki okręt w Stepnicy

Nie twierdzę, że wszyscy bosmani są idealni, mam sam prywatną „listę negatywną” ale czasem nie dajemy im szans.

Miałem czas na analizę zmian w moim zdrowiu. Minęła 1/3 wyprawy, przyszedł czas na zastanowienie się, czy organizować powrót jachtu beze mnie, czy kontynuować. I tu żadnych wątpliwości, które były jeszcze dwa tygodnie wcześniej. Po ponad miesiącu na jachcie stwierdziłem, że czuję się dużo zdrowszy. Poprawiło mi się też oddychanie. Może też nauczyłem się oddychać w obecnych warunkach. Niestety zaobserwowałem dość wyraźne słabnięcie nóg. Przejście 500 metrów zaczyna być wyczynem. Może coś pomogą spacery z kijkami, czas na to jest.

Nowe Warpno – miasto-scenografia filmowa

A więc naprzód!

Pamiętajcie o przypinaniu się!

Żyjcie i żeglujcie!

 

20 lipca 2022

 

Powrót do odcinka 4