Podczas jednej z ostatnich naszych rozmów, mój brat Andrzej Remiszewski poprosił mnie o zajęcie się stroną Armator-i-Skipper nie precyzując na czym ma to polegać. Minęło już ponad trzy miesiące. Nareszcie po uiszczeniu różnych opłat uzyskałam dzięki pomocy wspaniałego człowieka – Grzegorza, dostęp do tej strony.
W laptopie Andrzeja znalazłam początek odcinka 6 :
Odcinek 6 – Czyli o klęsce upału
Pożegnaliśmy się miesiąc temu, na początku części zalewowej, optymistycznym akcentem dotyczącym mojego zdrowia, a dokładniej formy i samopoczucia. I zaraz potem się zawaliło. Przyszły kolejne fale upałów. Zawsze lubiłem ciepło, 35 stopni to było to! A tu nagle okazało się, że bardzo źle znoszę wysoką temperaturę. Cóż, wiek i choroba mają swoje prawa.
A więc naprzód!Pamiętajcie o przypinaniu się!Żyjcie i żeglujcie!
20 sierpnia 2022
Andrzej Colonel Remiszewski
Szósty odcinek rejsu miał być wreszcie NASZ – miał być nieśpiesznym powrotem do domu z przystankami w kolejnych polskich portach. Wiedziałam, że mój Brat jest nieuleczalnie chory ale nikt, poza nim pewnie, nie zdawał sobie sprawy jak szybko choroba postępuje.
Ostatniego dnia sierpnia ruszyłam pociągiem do Kołobrzegu gdzie czekał na mnie Andrzej i Tequila.
Nie było już upału i wszystko wyglądało jak zawsze tylko kapitan Tequili, mniej żwawy, najchętniej przyjmował pozycję horyzontalną. Nie zmieniły się za to chęci rozmowy o wszystkim mimo, że mówienie stało się dla Andrzeja sporym wysiłkiem.
Martwiło mnie, że słabo się odżywia ale zapewne przełykanie też było już kłopotliwe tak jak oddychanie i mówienie. Nie skarżył się ani nie dawał po sobie poznać, uśmiechał się, żartował, wspominał, planował co musi załatwić po powrocie do domu.
Nietypowe jak na tę porę roku kierunki wiatru (E – NE) utrudniały żeglowanie w stronę Zatoki Gdańskiej. Mimo to 2go września wyszliśmy z Kołobrzegu. Mieliśmy nadzieję przed zmrokiem dotrzeć do Darłowa. Na początku wiatru prawie nie było więc zaczęliśmy na silniku mozolną drogę na wschód. Niestety wiatr wzmagał się a kierunek wciąż utrzymywał się niekorzystny. Jednak Bałtyk podarował nam malownicze widoki, które udało się zatrzymać w obiektywie mojego telefonu. Załączam zdjęcia, żeby podzielić się z czytelnikami radością z ich oglądania.
Kładka w Darłowie otwierana jest na chwilę tylko o pełnej godzinie i w pewnym momencie stało się jasne, że dotrzemy do główek portu o 2005 i kładka zamknęła się nam dosłownie przed dziobem… Andrzej był potwornie słaby i miał kłopoty z oddychaniem. Godzina czekania wydawała się niewyobrażalnie długa. Do mariny dotarliśmy z wielkim trudem bo utrzymanie głowy w pionie okazało się dla niego niemożliwe ale w końcu zacumowaliśmy.
Byliśmy zmęczeni ale znowu popłynęły wspomnienia i ciekawe rozmowy. Jak zawsze, Brat zadziwiał mnie wiedzą, pamięcią i erudycją. Mówił też o tym, że nie chce wegetować podłączony do aparatury medycznej – chce aby pozwolono mu spokojnie umrzeć.
Następnego dnia po śniadaniu i kąpieli przyszedł czas na najtrudniejszą decyzję przerwania OSTATNIEGO REJSU i powrotu do domu. Andrzej zakomunikował to stanowczo i ze spokojem, a ja widząc jego stan nie dyskutowałam. Po kilku telefonach ustalone zostało, że naszych dwóch kolegów, Jacek i Tomek którzy znają Tequilę dokończą ten rejs i przeprowadzą jacht do Jastarni – chwała im za to !
Spakowaliśmy najważniejsze i najcenniejsze przedmioty i po południu Jurek zabrał nas samochodem do domu.
Tydzień później Andrzej odszedł od nas.
Danuta Remiszewska