OKRUCHY, CZYLI PUZZLE

Następnym pokoleniom…

 

Wstęp

Urodziłem się w połowie XX wieku. Pozwoliło mi to uniknąć największych tragedii tego stulecia, mając życie zwyczajne, ciekawe, lecz nie za bardzo urozmaicone w niewłaściwy sposób. Większość wielkich wydarzeń tego stulecia poznawałem wyłącznie z racji zainteresowań historią i polityką, choć oczywiście w jakimś stopniu wpływały one na losy członków rodziny. Dopiero osobisty udział w „końcu XX wieku”- upraszczając: dekadzie lat 80-ych – pozwolił mi uczestniczyć w historii i, na własną małą, lokalną skalę, ją współtworzyć. Dziś powszechnie opisy wydarzeń są skażone politycznymi lub osobistymi interesami opisujących, rzadko natrafiam na relacje świadków historii tym grzechem nie obarczone. Stronniczo interpretuje się nawet odległe w czasie wydarzenia, usiłując za wszelką cenę dopisywać do nich własny rodowód polityczny. Powoduje to powszechne posługiwanie się stereotypami i uproszczeniami, wyłącza refleksję i ogranicza szanse uczenia się na wcześniej popełnianych błędach. Szczególnie boleśnie odczuwam to w ostatnich kilku latach, kiedy w krajach cywilizacji euroamerykańskiej obserwujemy triumfalny pochód „naszyzmu”[1]. O bieżącej sytuacji w Polsce… nie teraz.

Dodatkowym czynnikiem negatywnie oddziałującym na zbiorową i indywidualną pamięć, jest Internet, a właściwie „kultura facebookowa”, każdy temat istnieje tak długo, jak wyświetla się na ekranie komputera lub smartfona, potem zostaje zapomniany. Liczy się tylko bieżąca chwila, przeszłość i przyszłość nie istnieją. Powoduje to kierowanie się chwilowymi emocjami, „owczym pędem”, bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Skutkuje to gwałtownymi modami, nagłą kilkudniową popularnością osób znanych z tego, że są znane, lecz nie tylko. Dotyczy to także decyzji o zakupach, wyborze szkoły, a najmocniej zauważamy zjawisko podczas wyborów.

Dodać należy, że historia w szkołach traktowana od pokoleń jest po macoszemu, do tego zwykle źle wykładana, a na historię najnowszą, jako znajdującą się na samym końcu, najczęściej po prostu nie wystarcza czasu. Skutek jest taki, że już w pokoleniu moich synów nie odróżnia się poszczególnych wojen, przywódców i kreowanych przez nich wydarzeń, o rozumieniu procesów społecznych i historycznych nie wspominając.

Od zarania dziejów człowieka historia, tradycja, podanie, a często legendy, były elementem kształtowania kolejnych pokoleń. Nie zawsze były to zapisy, pierwotnie historia była po prostu opowiadana i powtarzana z pokolenia na pokolenie.

U mnie rodzinna pamięć w mówionych opowieściach sięga połowy wieku XIX. Sam miałem okazję rozmawiać z osobami rodzonymi w tym czasie lub z ich dziećmi opowiadającymi o tamtym okresie. Gdy zaczynam prowadzić te zapiski, wiek XXI wszedł w pełnoletniość. Ponad półtora wieku, to siedem pokoleń ludzkich. Dziś taka dalekosiężna pamięć osobista jest po prostu niemożliwa. Powodem jest między innymi zanik rodzin wielopokoleniowych i, w natłoku wydarzeń codzienności, brak czasu na dłuższe rozmowy i wspomnienia. Nawet na zapadłej wsi, jest Internet, telewizja, telefony komórkowe, nie ma mowy o spędzaniu całych zimowych popołudni wokół jednego pieca w chałupie, albo okrągłego stołu w salonie. Nie chcę przez to powiedzieć, ze to źle. Jest po prostu inaczej. Trzeba jednak mieć świadomość efektów ubocznych.

Jak bardzo zmienił się świat przez te siedem, nawet trudno sobie wyobrazić. W połowie XIX wieku rewolucja pary i elektryczności dopiero nadchodziła, na oceanach królowały żaglowce, o zdalnej komunikacji jeszcze nie marzono. Mój pradziadek rodził się w kurnej, pozbawionej komina chałupie oświetlanej łuczywem. W naszej części Europy pańszczyzna była stanem naturalnym, na Zachodzie kwitło niewolnictwo, poza Szwajcarią i Stanami Zjednoczonymi rządzili dziedziczni władcy, traktujący poddane sobie kraje jak własność. Dziecko urodzone w połowie tamtego stulecia miało szansę przekroczyć czterdziestkę, pod warunkiem jednak, że przeżyło okres niemowlęcy. Z wczesnych lektur pamiętam zdanie z którejś z francuskich powieści, zapewne Victora Hugo: „W pokoju siedział pięćdziesięcioletni starzec”.

Współczesnym jest trudno pojąć tamte czasy. Codzienna percepcja daleko odbiega od przeszłości i to wbrew pozorom całkiem niedawnej. Satyrycznym przykładem jest popularny kawał z końca lat 90.: babcia opowiada wnukowi o czasach zaledwie 10 lat wcześniejszych, kiedy to na półkach sklepowych stał tylko ocet. – „Jak to babciu, w całym Tesco[2] tylko ocet??!!”

Kilka dziesięcioleci obserwowałem jak z odejściem świadków historii, odchodzi znaczna część pamięci. Jak świat oczywisty dla minionych pokoleń, staje się niezrozumiały dla pokoleń następnych. Za każdym razem cierpiałem na myśl, że nie zdążyłem się tylu rzeczy dowiedzieć, że zdjęcia oglądane w dzieciństwie, teraz po latach już nic mi nie mówią, że nie zapisałem zasłyszanych opowieści. Zawsze jednak wytłumaczeniem był brak czasu, pęd do przodu, natłok codziennych wydarzeń. I zwykłe lenistwo. Niczego nie zapisałem. Nie zdobyłem się także na robienie codziennych notatek w kalendarzu, zresztą od dwudziestu lub więcej lat nie używam kalendarza.

Otóż to: Zapisane! W którejś z sensacyjnych powieści amerykańskich żona prezydenta USA Jacka Ryana mówi mu, że co nie jest zapisane, to nie istnieje[3]. Minął mi już etap życia, kiedy człowiek uważa, że jest nieśmiertelny. Każdego dnia może okazać się, iż już więcej nie mogę nic przekazać synom, siostrzeńcom, a może wnukom. Ostatnio taka alternatywa stała się szczególnie realna. Postanowiłem więc poczynić te zapiski, by mieli szanse dowiedzieć się, jak wyglądał świat ich poprzedników.

Mój opis będzie subiektywny. Nie jestem historykiem, nie jestem badaczem, byłem tylko prostym inżynierem okrętowcem, potem urzędnikiem, teraz emerytem. Nie dysponuję profesjonalnym warsztatem, nie sięgam do archiwów. Równocześnie nie mam jednak interesu, by cokolwiek, komukolwiek udowadniać. Subiektywizm zapisów wynika jedynie z subiektywizmu pamięci. To przeszłość, relacja, a nie ocena. I służyć ma jedynie pamięci. Czy moi następcy zechcą to czytać, czy wyciągną jakiekolwiek wnioski, dla siebie, to całkowicie ich sprawa. Chcę spróbować dać im szansę.

Zaczynam dziś  drogę, która nie wiem dokąd mnie zaprowadzi. Czy wystarczy mi konsekwencji, by pisać, czy znajdę dość pracowitości i czasu, by uzupełniać wiedzę, która nie zachowała się w pamięci? Cokolwiek jednak zdołam zapisać, pozostanie dla tych, co zechcą sięgnąć wstecz.

Tytuł „Puzzle, czyli okruchy” wynika z metody: zapisuję okruchy wspomnień, które złożą się być może (choć niekoniecznie) w całość, jak puzzle.

 

Przypisy

[1] Naszyzm – w moich oczach to taka wstępna forma faszyzmu: łącząca wrogość do obcych lub innych z gloryfikowaniem swojego, przekonaniem o wyjątkowości własnego narodu, połączone z agresywną retoryką, populizmem społecznym i gospodarczym oraz manifestacyjną, często udawaną religijnością.

[2] Tesco – hipermarket, który pojawił się w polskich miastach w latach 90-ych, po kryzysie lat osiemdziesiątych, kiedy to podstawowe towary były reglamentowane na podstawie tzw. kartek albo bonów towarowych przydzielanych przez władze, a w sklepach spożywczych na półkach królował ocet.

[3] Tom Clancy ”Dług honorowy”

 

Będę tu stopniowo wstawiał kolejne “okruchy”, niekoniecznie chronologicznie, zamieszczając tu linki do poszczególnych podstron.

 

JEDEN

Najwcześniejsze dzieciństwo, Nowa Huta, powstające miasto socjalizmu, dziecinne zabawy, pies, pojawienie się siostry Czytaj tu

 

WSPOMNIENIE O POCZCIE W GDYNI

W Gdyni przy ulicy 10 lutego pod numerem 10 stoi piękny modernistyczny budynek poczty. Budowany w końcu lat 20. według projektu Juliana Putterman-Sadłowskiego, rozbudowany w 1937, przetrwał do dziś w niemal niezmienionym kształcie.  Tkaie mam o niej wspomnienia z dzieciństwa ..Czytaj dalej