Zanim naciśniesz ENTER

Internet to wspaniale medium. Po raz pierwszy w historii świata można skomunikować się w czasie rzeczywistym, bez zwłoki, z każdym człowiekiem, niezależnie od miejsca, gdzie się znajduje. Można uzyskać informację natychmiast i natychmiast można wysłać informację własną. Nie do końca, ale w znacznym stopniu uniezależniliśmy się od dobrej lub złej woli dysponentów informacji i środków jej przekazu. Oczywiście to niektórych boli, stąd próby podglądania, cenzurowania lub wręcz blokowania internetowej wymiany i publikacji informacji. Lecz dla nas, prostych żeglarzy Internet, to narzędzie, by być razem.

Od bardzo wielu lat uczestniczę w tym wirtualnym życiu, uczestniczę w takim zakresie, jak mi to jest potrzebne i jak pozwala odporność na współczesne technologie człowieka z poprzedniej epoki. To czas dość długi, by mieć osobiste refleksje na temat komunikacji internetowej. Pozwólcie, że podzielę się nimi z Wami.

Obok licznych i oczywistych zalet, komunikacja internetowa ma też wady. Dwie z nich wydają się być najbardziej dotkliwe.

Na forach, grupach dyskusyjnych można napisać każdą bzdurę. Pół biedy, jeśli chodzi o poglądy, idee. W końcu jesteśmy ludźmi wolnymi, mamy prawo do własnego „ja” i możemy uważać o świecie, co sobie żywnie zechcemy. Z publikowanymi przez nas poglądami inni wolni ludzie z prawem do własnego „ja” mogą się zgadzać lub nie zgadzać i dawać temu wyraz. Ten proces dyskusyjny dzięki Internetowi stal się dużo łatwiejszy, niż kiedykolwiek wcześniej. Gorzej, gdy bzdura dotyczy faktów. I nie mówię tu o świadomych kłamstwach rozgłaszanych w celu przeinaczania rzeczywistości, choć i takie zjawisko czasem ma miejsce.

Bardziej chodzi mi o błędy popełniane z niewiedzy. Z racji moich zainteresowań szczególnie boli mnie głoszenie różnych prawd objawionych dotyczących właśnie żeglarstwa. Idealnym przykładem mogłaby być część głosów na temat zachowania w ciężkich warunkach na mazurskich jachtach. Akurat w tej dyskusji pojawiło się też wiele głosów porządkujących, prostujących błędne teorie, myślę, że każdy uważny czytelnik ma szansę wyciągnąć właściwe wnioski dla siebie. Ale bywa tak, że temat jest „mało atrakcyjny” albo durna wypowiedź nie zostanie zauważona i sprostowana przez nikogo kompetentnego, a potem, po wielu dniach, tygodniach, nawet latach, ktoś ją przeczyta, potraktuje poważnie jako źródło wiedzy. Jak łatwo jest o błąd wiem sam, bo i mnie się zdarza cos palnąć nie do końca sprawdzonego albo opartego na zawodnej pamięci.

Na to właściwie nie ma żadnej rady. W Internecie nie ma „redaktorów merytorycznych”, zresztą większość mediów, nawet pisanych, chyba też już ich nie posiada. Moderacja stron i forów nie jest w stanie wszystkiego wychwycić, zresztą nie jest to jej zadaniem. Pozostaje tylko wierzyć w zdrowy rozsądek: tych, co zamieszczają informację, tych, co je czytają i maja szansę uzupełnić lub sprostować, no i tych, którzy zamierzają z niej skorzystać.

Ale jest druga cecha internetowej komunikacji. Nazwijmy ja skłonnością do agresji. Na forach, grupach, stronach, czatach niezwykle łatwo dochodzi do „pyskówek”, wymiany obelg, wzajemnego obrażania i obrażania się. Odstrasza to wiele cennych osób od korzystania z tej formy dialogu, powoduje, co jakiś czas spektakularne odejścia z for niektórych użytkowników.

Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy. Myślę, że różnorakie. najłatwiej powiedzieć, że pozorna anonimowość sprzyja taniej odwadze. Ale to grube uproszczenie, „wojny” są rozpętywane także przez ludzi podpisanych z imienia i nazwiska lub powszechnie znanym nickiem, także na moderowanych stronach. Można rzec, że bardzo istotny jest brak wzrokowego kontaktu z interlokutorem. Większości ludzi łatwiej się „polemizuje” z kimś, komu nie trzeba spojrzeć prosto w oczy. Pochopniej padają słowa, które w osobistym spotkaniu by nie padły. Istotnym czynnikiem jest szybkość działania. Napisanie tradycyjnego listy lub polemiki prasowej wymagało czasu, a ten sprzyjał zastanowieniu. Jak dziś widzę polemiczną wypowiedź skądinąd dojrzałego i zapewne wykształconego człowieka, napisaną niechlujnym stylem, niejasna, pełną literówek, to wiem, iż pisał ją „natychmiast, tu i teraz”, w ferworze walki, zanim dał sobie chwile, żeby pomyśleć, że nawet nie przeczytał swego dzieła, zanim nacisnął „enter”. To bardzo częsty powód internetowych bojów i pyskówek. A ten sam człowiek w osobistym kontakcie jest inteligentny, sympatyczny o otwarty.

Na to nakłada się powszechna, zgoła nie internetowa, nieumiejętność dyskutowania. Nie czytamy ze zrozumieniem, nie wypowiadamy się jasno, nie potrafimy się powstrzymać od polemiki z każdym drobiazgiem. Pętla się nakręca. Powszechne jest atakowanie osób, a nie dyskusja z ich poglądami, czynienie osobistych przytyków, zamiast sprecyzowania faktów stanowiących podstawę do wyrażanych poglądów. Powszechne też jest przekonanie o własnej racji i nieomylności, co w oczywisty sposób utrudnia wsłuchanie się w tok myślenia partnera, który staje się przeciwnikiem i to przeciwnikiem, którego trzeba zniszczyć, a co najmniej pokonać.

Można by tak dalej i dalej. Ale wydaje się, że dość tu materiału do przemyśleń, a oczywiste oczywistości, które tu zawarłem, nie są takimi dla każdego.