Świat, jaki znamy, kończy się. Z upływem minionego tysiąclecia, gdy euroamerykańska demokracja wygrała starcie z totalitaryzmem i zniknął podział świata na dwa polityczno-militarne bloki, wydawało się niektórym, że nastąpił „koniec historii”. Absurdalność tego twierdzenia ujawniła się błyskawicznie, już po kilku latach. Jedyne globalne mocarstwo okazało się nie być wcale wyłącznym decydentem o przyszłości systemu światowego bezpieczeństwa. O losach dolara decyduje nie tylko Wall Street, ale i anonimowi skośnoocy starcy w Pekinie, dla więcej niż połowy ludności Ziemi demokratyczne reguły nie są najbardziej ulubionym wzorcem organizacji ich życia. To wszystko są kwestie, o których od pewnego czasu zaczyna się pisać, dyskutować. Czyni się to posługując tradycyjnymi pojęciami, opisując rzeczywistość i przyszłość według schematów znanych nam, naszym rodzicom i dziadkom.
W takim ujęciu świat to rywalizujące ze sobą państwa lub ich bloki, kiedyś o charakterze dynastycznym i kolonialnym, teraz raczej narodowym, choć nie zawsze demokratycznym. Państwa, które dysponują kontrolą nad aparatem przemocy (rządem, stanowieniem prawa, armią, policją), gospodarką (zasoby naturalne, siła robocza, pieniądz, regulacja stosunków gospodarczych), kulturą (edukacja, informacja, język, ideologia). W minionych wiekach zakres wpływu państw na te obszary bywał różny, ale zawsze istotny. Polityka wewnętrzna służyła określeniu tego zakresu, a polityka zagraniczna zabezpieczeniu i, czasem, poszerzeniu władztwa wobec sąsiadów.
To wszystko, w sposób trudno na pierwszy rzut oka zauważalny, zmienia się obecnie. Mniej widoczne jest to w sferze aparatu władzy. Wciąż jeszcze rządy i prawodawcy narodowi mają sporo do powiedzenia. Ale zauważmy jak systematycznie ponadnarodowe regulacje wywierają coraz większy wpływ na kształt prawa stanowionego lokalnie i decyzje poszczególnych rządów. Armie stają się mniejsze, zawodowe, zaopatrywane, nie tylko w uzbrojenie, przez ponadnarodowe koncerny. Najpotężniejsza armia świata korzysta w Iraku na wielką skalę z usług bezpaństwowej „agencji ochroniarskiej” oraz równie bezpaństwowych firm transportowych. Decyzje o aresztowaniu przestępców podejmuje się na wniosek międzynarodowych organów, a wyroki narodowych sądów bywają skarżone do międzynarodowych trybunałów. Co więcej, zdarza się, że przywódcy państw są osądzani przez sądy w innych krajach i nie chodzi tu o „trybunały zwycięzców” wzorowane na norymberskim.
Dużo silniej procesy te zaznaczają się w sferze gospodarki. Marks wzywał „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się”, tymczasem proletariuszy na świecie jakby coraz mniej, a kapitaliści połączyli się bez wezwań. Wielkie firmy coraz rzadziej mają jednego określonego właściciela, coraz częściej działają na skalę globalną. Szczególnie wielkie, ponadnarodowe, czy może lepiej powiedzieć: „beznarodowe”, instytucje finansowe, decydują o procesach gospodarczych i losie miliardów ludzi w sposób bezprecedensowy i coraz bardziej anonimowy.
Szybkość i łatwość komunikacji, potęga mediów, szczególnie elektronicznych (podlegających tym samym własnościowym, co inne sfery gospodarki), a nade wszystko Internet, powodują całkowitą zmianę w sferze edukacji i informacji, a szerzej mówiąc, rozprzestrzeniania się kultury. Anglopodobny język używany jest powszechnie od bieguna po biegun, można sobie wyobrazić łatwo moment, kiedy każdy obywatel Ziemi będzie dwujęzyczny, a dziś już widać, że, jeśli coś nie ma wersji angielskiej i obecnej w Internecie, to po prostu nie istnieje. Nie jest niczym niezwykłym małżeństwo Szweda z Hiszpanem, mieszkające w Niemczech, przy czym on pracuje w Londynie, a ona w Mediolanie. Nie budzi sensacji czarnoskóry poseł w polskim parlamencie, ani wietnamska firma w Wilnie.
Wszystko to oznacza, że państwo, takie jak je tradycyjnie rozumiano przez ponad dwieście ostatnich lat, traci możliwość sterowania własną polityką, czyli decydowania sposobie wykorzystania własnej siły w obszarach wyżej opisanych. Coraz trudniej mówić o tradycyjnie rozumianej suwerenności państw. Jeśli jeszcze można przyjąć, że suwerenne są decyzje oddające część władztwa organizacjom ponadnarodowym (prymat prawa UE nad narodowym, uznanie trybunałów międzynarodowych, integracja systemów obronnych), to procesy gospodarcze i kulturowe zachodzą niemal całkowicie po za kontrolą i władzą państw i organizacji państw.
Wszystko to powoduje, że opisywanie państw na sposób przyjęty dotychczas i analizowanie polityki w oparciu o ten opis, nie pozwala odnieść się do sedna problemów. Można powiedzieć, że współczesny świat przestaje poddawać się kontroli współczesnych polityków. Brak jest narzędzi do uprawiania skutecznej polityki, takich jakimi u progu rewolucji przemysłowej XIX wieku były ówczesne państwa. Może to powodować różnorakie konsekwencje. Z pewnością jedną z nich jest wzrost wagi różnorodnie pojmowanych regionalizmów. Tendencja do unifikacji i globalizacji tylko na pozór sprzeczna jest z dążeniem do samostanowienia coraz mniejszych grup etnicznych i regionów. „Małe ojczyzny” stają się łatwo zrozumiałym i bliskim azylem w skomplikowanym i rozległym świecie, dają poczucie możliwości sterowania, wywierania wpływu na otaczający nas świat. Świat, który po za „małą ojczyzną” jest zbyt wielki i skomplikowany, by nawet przy dzisiejszych możliwościach komunikacyjnych dawał się ogarnąć i pojąć. Świat, w którym nie widzimy związku pomiędzy osobistą aktywnością, a jej rezultatami. Świat, w którym produkujemy obok domu w Gliwicach części anonimowego japońskiego samochodu, składanego w Belgii, a sprzedawanego w Brazylii. Świat, w którym decyzja wyrażana kartką wyborczą nie przekłada się na spodziewany i zrozumiały kształt rządu i stanowionego prawa. Świat, w którym medialna ranga plastycznej operacji celebryty z Australii, jest większa, niż tragiczny pożar w sąsiedniej gminie. Świat, w którym z oszczędności okrada nas nie lokalny włamywacz, a nieudane spekulacje jakiegoś „funduszu” z siedzibą w nieznanym miejscu na ziemi.
Czy wnioskować stąd, że lokalność jest lekiem na uniwersalizm? W pewnym stopniu tak jest. Jednak, jak przy raku, jest to tylko środek przeciwbólowy, łagodzący objawy. Prawdziwego leku na raka jeszcze nie znamy. Nie znamy sposobu zarządzania światem XXI wieku. W naszym myśleniu musi dokonać się analogiczny przełom, jak wtedy, gdy gospodarkę opartą o „firmy rodzinne” (gospodarstwa rolne, warsztaty rzemieślnicze, kramy kupieckie) zastąpił wielki i coraz większy przemysł. Zmieniło to całą organizację społeczeństw i państw. Dziś stoimy przed koniecznością kolejnej zmiany. Jakiej? Tego uczeni nie mówią. Opiszą ją dopiero wtedy, gdy ona się już dokona.