NADCIĄGAJĄCA REWOLUCJA

Oparte w istotnej części na moich tekstach z czerwca i końca października 2016, a pisane w dniu wyborów w Stanach Zjednoczonych:
Kiedy kilka miesięcy temu mówiłem, że dopóki Clinton w sondażach nie będzie miała dwucyfrowej przewagi, nie uwierzę w jej szanse wyborcze, to śmiano się ze mnie. Niepojęte jest dla mnie zachowanie sondażowni, politologów i dziennikarzy, którzy nie umieją wprowadzić „współczynnika obciachu” albo współczynnika kłamstwa respondentów w swoje analizy przedwyborcze. Kolejne wpadki sondażowni w Polsce, w Wielkiej Brytanii, teraz w USA, a komentatorzy zawsze analizują to PO fakcie.
Ważniejszą sprawą jest brak analizy przyczyn wydarzeń wyborczych. Potocznie się mawia: „głupi Polacy”, „ co za naród”, „tylko u nas to możliwe”, „Kaczor przekupił wyborców”.. Może wreszcie czas zauważyć, że to trend dotyczący całego świata euroatlantyckiego (może z wyłączeniem Kanady).
Obserwujemy, samobójczy moim zdaniem, pęd społeczeństw do autorytaryzmu. Sukcesy „pisów”, we Francji, Holandii, Węgrzech, Turcji, Grecji, Szwecji, Hiszpanii, Austrii, Wielkiej Brytanii, Meklemburgii – Pomorzu Przednim, to nie są moim zdaniem odosobnione przypadki. Nie do końca identyczny, lecz podobny, problem mają Filipiny, Stany Zjednoczone, Japonia. A Belgia, Słowacja, Finlandia, kraje bałtyckie, Włochy…
To co się dzieje, mimo różnic ma cechy wspólne.
Przede wszystkim jest to triumfalny pochód naszyzmu. Jak rozumiem „naszyzm”? Leszek Jażdżewski pisze na Twitterze: „Naszyzm – ideologia posługująca się zmanipulowaną wizją historii i narodowej tradycji do osiągania politycznych celów.” W dłuższym wywodzie w którymś z tygodników wykłada, że to traktowanie swoich jako jedynie słusznych i dobrych, przez co wszyscy inni lub odmienni, muszą być źli i być naszymi wrogami.
Prymitywnie upraszczając można powiedzieć, że naszyzmem jest antysemityzm albo islamofobia albo strach przed uchodźcami, Meksykanami, kolorowymi. Oczywiście, że tak ale to są sztucznie wywoływane przez polityków-naszystowskich obawy, w pewnym sensie wmawiane ludziom albo też istniejące naturalnie, lecz celowo podsycane w nich. I to ma miejsce wszędzie: od wschodu do zachodu. Dla polityków naszystowskich to tylko narzędzie, technologia, w żadnym wypadku nie treść polityki ani ideologia państwowa (na szczęście, w przeciwieństwie do np. hitlerowskich Niemiec).
Jest jednak druga warstwa naszyzmu, dużo istotniejsza, choć chyba nie do końca zdefiniowana i na pewno nie akceptowana jako problem, może dlatego, że mówią o niej przede wszystkim przysłowiowi lewacy, sami kultywując wiele elementów zjawiska.
Jest to podział na „my” i „oni”. „My” to miliony wykluczonych, powtórzę to co pisałem w czerwcu: wykluczonych subiektywnie, czyli we własnym odczuciu niezależnie od faktów.
„Oni” to wszelkie elity. Żrą ośmiorniczki, obracają ukradzionymi nam miliardami, manipulują prawem, mają jakieś inteligenckie fanaberie, wolności słowa, trybunały, prawa człowieka, wolności jednostki, a tu globalizacja, korporacje tuczą się naszym kosztem, a po za tym sąsiedzi mają lepiej, no i do tego wszystkiemu winni…tu podstawić do wyboru: Latynosi, Żydzi, Niemcy, Ruscy, Arabusy, czarnuchy, muzułmany, handlarze narkotyków, Chińczycy, Amerykanie, ateiści, katolicy, prawosławni, celebryci, ekologowie, banksterzy, Google, Microsoft, co tam jeszcze chcecie. Acha, i koniecznie Soros albo Bruksela.
Odnoszę wrażenie, że mechanizm zakwestionowania pewnej „umowy”, która istniała w świecie euroatlantyckim od II Wojny Światowej, czyli zakończenia konfliktu nacjonalizmów trwającego pierwszą połowę XX wieku, jest powszechny. Wyborcy odrzucają przede wszystkim „elity”, wszelkie. Kwestionują reguły, na których opiera się funkcjonowanie państw. Postrzegają świat w kategoriach „my, dobrzy, skrzywdzeni” – „oni źli, wyzyskiwacze”. Są w tej sytuacji podatni na argumenty, czy nawet nie argumenty, po prostu na emocje dostarczane przez demagogów, polityków naszystowskich, oferujących łatwe rozwiązanie: silna władza i powstanie narodu z kolan. A co jeśli dwóch sąsiadów silna władza podniesie z kolan? Świat euroatlantycki triumfalnie maszeruje do samobójstwa.
Już w czerwcu, w zupełnie innej dyskusji wspominałem, że zjawisko zakwestionowania demokratycznego porządku świata wynika z wielu uwarunkowań. Teraz krótki, na pewno niepełny, katalog:
– niezrozumiale, powolne procedury podejmowania decyzji demokratycznych;
– kończenie wszystkich konfliktów kompromisem, konsensusem, czyli „my” czujemy się przegrani, bo widzimy, czego nie dostaliśmy, ale nie widzimy co uzyskaliśmy od „onych”;
– dominacja fachowych urzędników nad „naszymi” przedstawicielami;
– coraz silniejszy wpływ anonimowych i obcych organizacji ponadnarodowych;
– brak konkretnych właścicieli kapitału, dematerializacja pieniądza, niezrozumiale „instrumenty finansowe”;
– zmiany technologiczne i organizacyjne w gospodarce, co powoduje brak stabilizacji, ginięcie znanego ,oswojonego otoczenia;
– szybkość przepływu informacji, co czyni ją powierzchowną, nastawioną na sensacyjnego „njusa”, zamiast refleksji; (Pewna polska pisarka wypowiedziała zdanie, które mnie fascynuje, że „w Internecie nie ma przeszłości, ani przyszłości, jest tylko teraźniejszość, chwila”);
– zasięg odbieranych informacji, zawsze możemy znaleźć kogoś, kto w naszym mniemaniu ma lepiej niż my;
W sposób naturalny odchyla się też wahadło – od liberalizmu gospodarczego, prawnego i obyczajowego, ku etatyzmowi, rygoryzmowi i dogmatyzmowi.
Wszystko to powoduje, że widmo krąży już nie po Europie, krąży po świecie. Widmo naszyzmu. To nadchodząca rewolucja.
9 listopada 2016