Nad odpowiedzią na tytułowe pytanie mamy się zastanawiać podczas „Listopadowego Fermenciku” – imprezy z tradycją sięgającą 1991 roku, a polegającej na swobodnej dyskusji bardzo różnych osób, nad zadanym problemem, tak by wolna myśl fermentowała i dawała uczestnikom nową jakość.
Od wielu lat w Polsce słychać utyskiwania, od kilku dramatyczne w tonie, nad pęknięciem pomiędzy Polakami. Padają słowa o przepaści, o dwóch plemionach, o nienawiści, o wojnie domowej bez użycia broni… Wskazuje się winnych – zawsze ICH, a nie NAS, a takie podejście wyklucza dialog i szansę na złagodzenie podziału eliminuje do zera. Z drugiej strony wobec oczywistych asymetrii przyczyn leżących w elitach politycznych, „symetryści” usiłujący szukać prawdy po środku, stają się nieuchronnie czynnikiem relatywizowania zła i adwokatem jednej strony. W tej sytuacji analizowanie konfliktu pomiędzy politykami wydaje się zajęciem bezsensowym, tym bardziej, że ostre konflikty między politykami nie są specjalnością polską ani zjawiskiem z ostatnich lat.
Autorowi tytułowego pytania chodziło jednak o co innego. Owe „dwa plemiona”, to podział wśród ogółu obywateli, ćwiartujący społeczeństwo (albo też naród, zależnie kto opisuje zjawisko) na „trzy nierówne połówki”, z których dwie wydaje się różnić wszystko, zaś trzecia się albo nie wypowiada albo przyłącza się raz do jednego innym razem do drugiego plemienia. Najłatwiej zaobserwować to przy wyborach, gdzie głosują tzw. twarde elektoraty w ich wynika wspiera pewna część wyborców przepływających między opcjami. Jest jeszcze pula nie głosujących, przy czym zapewne około 1/3 elektoratu nie głosuje nigdy (w tym co trzeci z powodu czasowej emigracji). Reszta niegłosujących jest płynna, idą lub nie idą na wybory, zależnie od różnych okoliczności: choroby, wyjazdy inne zajęcia. To z nich biorą się wzrostu frekwencji w niektórych głosowaniach, kiedy sprawa ma taka wagę, że organizują sobie czas, tak by dotrzeć do urny. Zauważmy, że wśród nich nie ma przedstawicieli tylko jednej opcji, stawiam tezę, że rozkład preferencji jest zbliżony do głosujących zawsze (choć zależy to trochę od rodzaju wyborów oraz np. pory roku).
Wyniki wyborów są tylko efektem podziału, gdyby dotyczył on tylko aktu wyborczego, to nie byłoby powodu do alarmistycznych głosów. Sęk w tym, że podział jest dużo głębszy i trwalszy, niż wyłącznie „polityczny” i biegnie nie terytorialnie, narodowościowo, klasowo, pokoleniowo, a poprzez wszelkie grupy i warstwy społeczeństwa, aż w poprzek rodzin. I podział jest często tak głęboki, że wyklucza nawet nie tylko dyskusję ale utrzymywanie elementarnych kontaktów. Drugą stronę „odczłowiecza się”, określając obraźliwymi wyzwiskami, odmawiając jej legitymacji moralnej, kwalifikacji intelektualnych, ba, czasem prawa obywatelskich. Takie postępowanie dotyczy obu stron konfliktu!
I tu dochodzimy do tytułowego pytania. „Niedoinformowanie” to elegancki opis, zastępujący potoczne inwektywy: „naród idiotów”, „głupki” itd., Itp. Spróbujmy więc to przeanalizować.
Na pozór faktycznie, jedną z opcji politycznych częściej wybierają ludzie o niskim wykształceniu, mieszkający dalej od „wielkiego świata”, biedniejsi. Lecz przecież czynią to też ludzie wykształceni, naukowcy, artyści, milionerzy, mieszkańcy wielkich miast, bywali za granicą. Poza tym w dobie Internetu, wielości stacji telewizyjnych, wszędobylskich reporterów, trudno mówić o braku dostępu do informacji. Inną rzeczą jest zdolność przyswajania informacji. Nauka dawno stwierdziła, że przyswajamy tylko drobny procent informacji otrzymywanej. Tym niemniej nie można twierdzić, że decyzje wyborcze wynikają z braku dostępu do informacji. Szczególnie ku temu skłania fakt absolutnej niewrażliwości elektoratu jednej strony na lawinę afer we własnym obozie, i to afer o kilka rzędów wielkości większych, niż po stronie przeciwnej. O tym nikt w Polsce nie wiedzieć nie może!
Jest więc jakaś inna przyczyna zachowań i decyzji wyborczych trudnych do pojęcia i zaakceptowania przez takich jak ja. Prymitywne widzenie świata mówi jasno: „społeczeństwo dało się skorumpować”, „kupili ich za 500+” i tym podobne. Czy to prawda? Niekoniecznie. To inna forma poniżania „głosujących niewłaściwie”. Twierdzenie że są gorsi bo dali się przekupić!
Warto zauważyć, że podział nie dotyczy tylko głosowania w wyborach. Akt wyborczy sam przez się może dzielić i konfliktować tylko cząstkę obywateli i w krótkim okresie kampanii. Tymczasem konflikt trwa permanentnie i schodzi bardzo głęboko. To nie efekt transferów socjalnych, to raczej nie efekt niedostatecznego przyswajania informacji. Zastanówmy się nad powodami owego nieprzyswajania.
Być może odpowiedzi trzeba szukać w „Diagnozach społecznych”, cyklicznie powtarzanych badaniach Janusza Czapińskiego. W jego omówieniach wyników szczegółowych badań Polaków wykonywanych co kilka lat, pojawiał się problem swoistego przesuwania się światopoglądów. Zjawiska kiedyś marginalne, stopniowo nabierają intensywności i znaczenia. Przy czym, co ciekawe, dzieje się tak nie tylko w Polsce, to proces szerszy, obejmujący całą strefę „cywilizacji euro-amerykańskiej” albo „kultury łacińskiej”. Nacjonalizm, nastroje ksenofobiczne, swoisty radykalizm moralny (wobec innych, niekoniecznie wobec siebie), kwestionowanie demokracji liberalnej i wzrost poparcia dla „silnej”, czy wręcz autokratycznej władzy, uleganie populizmowi, rozumianemu jako szukanie łatwych recept na problemy, to wszystko nie są tylko polskie zjawiska. Narastanie u nas tego wszystkiego pokazują kolejne Diagnozy.
I tu pojawiło się jeszcze jedno zjawisko, wydaje mi się, że nie zauważane wcześniej przez nikogo i chyba specyficznie polskie. Pierwszy jasno dostrzeżony sygnał pojawił się podczas wyborów unijnych w maju 2019. Wydawało się, że lawina sygnałów o zgniliźnie w instytucjonalnym Kościele Katolickim, a szczególnie słynny film Sekielskiego emitowany tuż przed wyborami, odepchnie od popieranej przezeń siły choć część wyborców. Stało się odwrotnie, to właśnie oni zmobilizowali się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Powtórka nastąpiła w październiku. Tym razem zbadano korelację pomiędzy deklarowaną religijnością, a rozkładem głosów i to zbadano dość głęboko, schodząc do poziomu powiatów. I korelacja jest bezpośrednia. Można postawić tezę, że część, istotna część wyborców, głosuje na swoją partię broniąc w swoim mniemaniu wiary, broniąc swojego Kościoła, broniąc tożsamości narodu przed zalewem Islamu, ciapatych, LGBT i innych zboczeńców oraz oczywiście Niemców, Rosjan, Czechów, Ukraińców, Słowaków, Litwinów, Żydów, wszelkich Azjatów i kogo tam jeszcze. Broniąc bezpiecznych granic, w których mieści się znany im świat.
Stawiam tezę, że jest to oparte na ślepej wierze, nie na rozumowaniu i w tym momencie ewentualne niedoinformowanie wynika nie z braku dostępu do informacji, nie z braku zdolności jej przyswojenia, a wyłącznie z ignorowania faktów zaprzeczających tej wierze. Oczywiście hojne na pozór transfery socjalne oraz zalew ordynarnego kłamstwa w żywe oczy, tę ślepą wiarę znakomicie wspierają. Wiara zostaje cynicznie wykorzystywana przez polityków, oraz wzmacniana swoistym praniem mózgów poprzez indoktrynację oprawiana przez propagandzistów oraz hierarchiczny Kościół Katolicki.
Wiara, to wiara, to nie sprawa racjonalnego wyboru. Ktoś wierzy w istnienie boga, tego lub innego, ktoś wierzy w to, że żaden bóg nie istnieje. Jego prawo, to elementarna wolność człowieka. Gorzej, jeśli pociąga to za sobą wiarę w zdarzenia, czy zagrożenia polityczne. Lecz nadal jest to wiara, czyli coś, co nie podlega ocenie rozumowej. Trudno mieć pretensje do tych, co wierzą inaczej, niż my albo, wbrew rozumowi, tak jak my go widzimy.
Jeśli już, należy oceniać tych, co taką, moim zdaniem szkodliwą, wiarę budują, podsycają i cynicznie wykorzystują. Nie życzę sobie jednak tutaj i teraz dyskusji o politykach ani o klerykaliźmie, to jest dyskusja nad zupełnie innym pytaniem, niż tytułowe. Proszę powstrzymajmy się od tego. To raczej temat na odrębne spotkanie.
Można się zastanawiać, czy podział jest na przyszłość nieunikniony. Gdyby miał się pogłębiać i zaostrzać, to można by się obawiać, że kulminacją będzie wojna domowa. Nadzieją na jej uniknięcie może być fakt, że od czasów rozstrzygania konfliktów takimi metodami świat, a szczególnie Europa się zmieniła. Jest jednak inny możliwy scenariusz.
Wspomniałem, że czynnikiem wzmacniającym podział są transfery socjalne. Ponieważ ekonomia jest bezlitosna, to ich rola siłą faktu będzie maleć, a nieunikniony kryzys spowoduje rodzaj otrzeźwienia, czy też zachwiania i osłabienia ślepej wiary. Ponadto młodsze pokolenie jest wyraźnie mniej religijne od starszego. Problem w tym, że bardziej podatne na hasła ksenofobiczne, a mniej akceptujące reguły demokracji. Może to oznaczać, że przy ogólnie zmniejszającej się liczbie wiernych, jeszcze niższy procent będzie chrześcijan wierzących w duchu Franciszka. Tak, czy owak o prognozę się nie pokuszę.
Reasumując: podział w Polsce ma źródła W ABSOLUTNIE RÓŻNYCH SYSTEMACH WARTOŚCI.
Z jednej strony zakotwiczeni w całej tradycji europejskiej, z drugiej zawężający ją do tylko jednej z gałęzi tradycji chrześcijańskiej;
Z jednej przyjacielscy i otwarci na innych, z drugiej ksenofobiczni, widzący wszędzie wrogów;
Z jednej uznający reguły demokracji, zasady balansu władz, nawet za cenę ich niższej sprawności, z drugiej kwestionujący te zasady zwolennicy silnej, sprawnej, nawet jeśli despotycznej władzy;
Z jednej uznający złożoność świata i skłonni do refleksji, z drugiej szukający łatwych odpowiedzi, bez konieczności zastanawiania się;
Z jednej patrioci świadomi braku swej wyjątkowości i pozbawieni kompleksów wobec innych, z drugiej pokrywający swoje kompleksy gloryfikatorzy wydumanej wielkości własnego narodu;
Z jednej tolerancyjni wobec innych i zwolennicy ochrony słabszych, z drugiej pozbawieni tej tolerancji, a chcący chronić tylko swoich;
Z jednej rozumiejący i akceptujący różnice, z drugiej uważający wszelkie odmienności od własnego wzorca za zboczenia i patologię;
Z jednej uznający prawo innych do własnego światopoglądu, z drugiej rygoryści moralni akceptujący tylko jedną wiarę.
Z jednej strony zwolennicy pluralizmu i wolności mediów, z drugie twierdzący, że kto ma władzę ma prawo mieć media.
Podział wśród Polaków jest ideowy, nawet jeśli słowa tego sobie nie uświadamiają. Podział polityczny jest tylko efektem wykorzystania i wzmacniania powyższego przez polityków.
Zakres posiadanej wiedzy, informacji tego podziału nie zaciera, jeśli fakty przeczą idei, to tym gorzej dla faktów.
Na koniec chciałbym odejść od samego tematu. Coraz częściej mówimy, że „z nimi nie ma o czym gadać” i dyskurs zastępujemy inwektywami. Oczywiście mówimy, że „to ich wina, oni zaczęli”. Spójrzmy jednak na nas samych, na każdego, w każdym środowisku, w każdej rodzinie.
Nie umiemy rozmawiać! Nie umiemy rozmawiać bo nie umiemy słuchać. Nie przyswajamy tego, co rozmówca nam przekazuje. Nie odpowiadamy na jego argumenty, dyskutujemy z własnymi wyobrażeniami na temat tego, co on sobie pomyślał. W ten sposób nie ma szans na dialog. Skutkuje to nerwami, zaperzaniem się, nasileniem konfliktów, zamiast ich wygaszania. I to we własnym gronie!
No i jeszcze jedna kwestia. Od Sierpnia 1980, chyba tylko dwa razy kompromis miał swoje zastosowanie. Przy Okrągłym Stole i podczas pisania Konstytucji. Poza tym kompromis nie jest znany. Jeśli ktoś nie wygrał wszystkiego, to znaczy przegrał. Nie dopuszczamy myśli, że możemy komuś przyznać choćby część racji, wszak „moja racja jest mojsza”. Jeśli tego nie będziemy umieli zmieniać, to czeka nas los taki, jak w końcu XVIII wieku. A Przypomnijmy sobie, że w wiekach XV i XVI, a nawet XVII demokracja w Rzeczpospolitej Obojga Narodów) mogła być wzorem dla świata, a słynne ucierania poglądów prowadziło do uchwalania ustaw oraz wyborów, wbrew rozpowszechnionej dziś opinii o sarmackim warcholstwie.
Tekst napisany na „Listopadowy Fermencik” organizowany przez Stowarzyszenie „Wspólny Mianownik” 8 listopada 2019
Post scriptum poefermencikowe:
Jeden z dyskutantów słusznie zwrócił uwaga)ę na rozróżnienie między informacją, a wiedzą. Faktycznie dostęp do informacji jest bardzo dziś łatwy, jednak jej zalew, szczególnie zalew informacji nieprawdziwych, powoduje, że ludzie nie posiadający wiedzy ani umiejętności analizowania przyswajają tylko te informacje, w które najłatwiej uwierzyć.