Taki dialog mailowy w ramach innej korespondencji z mądrym i myślącym człowiekiem
TEZA
…. Dwa zdania o polityce. Nie wiem, czy pamiętasz słynną rozmowę w telewizji Kaczyński-Michnik gdzieś z początku lat 90. Im bardziej myślę, o tym co jest istotą polskiego sporu politycznego, tym bardziej wydaje mi się, że jest to ciągle spór tych właśnie dwóch ludzi. Żadnemu nie chodzi o ułożenie ładu politycznego w taki sposób, by dla wszystkich było w tym dyskursie konfliktu miejsce (to fragment fenomenalnego powiedzonka Alexisa de Tocqueville’a, że „dyskurs konfliktu jest ojczystym językiem demokracji”). Wielu ludzi zastanawia się dziś, o co chodzi Kaczyńskiemu? Mnie się zdaje, że to jest jasne, że zawsze chodziło mu o to samo – o rząd dusz.
Zdobycie władzy politycznej, którą za chwilę się straci to mało – rząd dusz, który zapewni, że raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy, to cel do którego warto dążyć. Dlatego nie było dla niego problemem, że przegrał 6 czy 7 wyborów z rzędu, bo on je wcale tak bardzo nie przegrał. Kaczor był ciągle w grze, ponieważ to on definiował pola konfliktów, na których musieli się z nim ścierać formalnie wygrani. A że w polityce jest tak, że górą jest ten, kto ma inicjatywę (nie tylko zresztą w polityce, w każdej grze strategicznej, też w niektórych sportach), to wcześnie czy później przegrana z Kaczorem była nieuchronna. A iluzje, że „nie mam z kim przegrać”, że „Komorowski przegra, jeśli po pijanemu przejedzie na pasach zakonnicę w ciąży”, świadczą tylko o tym, że gracze z tej strony nie rozumieli tego, co się pod skórą dzieje, a może nawet świadczy o zwykłej głupocie.
Ale dokładnie taki sam jak Kaczor jest Michnik, też chodziło mu o rząd dusz. Od samego początku jego celem była przyspieszona modernizacja i europeizacja tego ciemnego narodu, bo tylko tak można wytępić antysemickie resentymenty i endeckie ciągotki. Michnik niewątpliwie należy do pokoleń europejskich intelektualistów, którzy marzą o zastąpieniu państw narodowych oświeceniowymi wspólnotami ludzkimi, co mnie zupełnie nie pociąga, choć nie jestem nacjonalistą. Jak będzie w dalekiej przyszłości nie wiem, ale próba szybkiej realizacji takiego planu pachnie utopią, za którą Europa zapłaciłaby morzem krwi albo … przestałaby być Europą.
I myślę, że Kaczor intuicyjnie boi się tych wizji, dlatego za naturalnego sojusznika uznał Kościół, choć podejrzewam go, że osobiście jest w ogóle niewierzący. Myślę, że biskupi doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego jego relacje z Episkopatem nie są jakieś szczególnie gorące, są taktyczne. Widać też wyraźnie, że nie ma wielkiej miłości między nim a o. Rydzykiem. Ot taktyka z obu stron. Co z tego wynika? Chciałbym być optymistą, ale coraz trudniej mi uwierzyć, że doczekam czasu, gdy polska polityka nie będzie wojnami kulturowymi o rząd dusz, a świecą grą interesów w klasy, tak tak, te marksistowskie. Powiedziałbym za Marią Dąbrowską, że jestem optymistą, ale jest to „optymizm trudnego rodzaju, który chce i lubi wspierać się na przesłankach pesymizmu” 🙂
R.
ANTYTEZA
…. Co do polityki. Twoja diagnoza jest ciekawa ale mnie nie zadowala. Na początek przyjmę ją za zadowalającą. W takim razie mój wybór byłby jednoznaczny. #^ lat temu mówiłem: „jestem nacjonalista”, rozumiejąc przez to że jestem patriota w kontrze do „internacjonalizmu”, czyli podporządkowania sąsiadowi i ideologii. Do niedawna, gdy przywróciliśmy znaczenie słowom, tak bym się nie nazwał. Wtedy sobie tego nie umaiłem wyobrazić, ale od około 25 lat umiem i jestem całym sobą zwolennikiem bycia Polakiem w Europie, a to znaczy podzielanie opisanej przez Ciebie michnikowskiej wizji Polski i Europy. Nie bez pewnych ale, lecz co do zasady tak. Moja duszą nikt rządzić nie będzie, to moja dusza i mój rozum.
W jakimś sensie podzielam Twój optymistyczny pesymizm, czy też pesymistyczny optymizm. To są dwa światy. Ale czy nie jest to gra interesów także? „Kaczokraci” powiedzieliby, że za mną stoi międzynarodowa finansj3era, banksterzy, Soros i (sza!) Żydzi.
A ja na to, że za nimi stoi Putin. Może nawet o tym nie wiedzą ale są manipulowani.
I co z tego? NIC
Więc prowadzę inne rozumowanie. Nie ma świata idealnego. Nigdy nie wybieramy ideału. Głosujemy zawsze na „mniejsze zło”, czyli mniej odległe od własnego ideału. Chcesz mieć idealnego prezydenta? To głosuj na samego siebie!
W tym nieidealnym świecie, jest jednak wybór między lepszym i gorszym, najlepszym możliwym i najgorszym możliwym. Dla mnie dużo bardziej zbliżone do najlepszego jest to co opisałeś jako świat michnikowski. Dużo bardziej mnie zmartwi rozpad Unii, niż jej doprowadzenie do postaci państwa federacyjnego. Dużo bardziej mnie zmartwi gomułkowska jednolitość etniczno-kulturowa oraz gierkowska jedność moralno-polityczna, niż rozkwit regionalizmów etnicznych, kulturowych oraz pluralizm, nawet kretyńskich, poglądów.
Lecz dziś nie w tym problem. To |Ty na Listopadowym Fermenciku powiedziałeś o priorytecie mechanizmów i zasad w krajach i społeczeństwach, będących liderami świata. A ja to kupuję! Tak, współczesne życie musi opierać się na pewnych zasadach i na pewnych mechanizmach.
Nie jest taką zasadą ksenofobiczna niechęć do innych, szukanie wrogów, zakłamanie odwracające znaczenie słów. Nie jest takim mechanizmem wola jednego sfrustrowanego i zakompleksionego człowieka, obojętne jaką charyzmą obdarzonego i jak zręcznie posługującego się figurantami. Na to nie ma mojej zgody.
Po za niezgodą fundamentalną, wynikającą z przekonań, i mojej, skromnej, wiedzy historycznej, jest jeszcze niezgoda pragmatyczna. Ja chciałbym dożyć do śmierci w swoim kraju. Jaruzel mnie nie wykopał, to czemu mam teraz na to pozwolić. I nie po to pracowałem prze z40 lat, żeby mieć za chwile głodową emeryturę, kiedy rozszaleje się inflacja i oczywiście rewaloryzacje będą kwotowe, a nie procentowe, no i będą zawsze spóźnione.
Ale więcej: moje dzieci mieszkają i będą mieszkać w Polsce. Tu będą zarabiać i wydawać. Tu będą mieć moje wnuki. Tu będą je kształcić i wychowywać. Stąd będą chciały wyjeżdżać w świat bez wstydu, że są Polakami i tu wracać z radością.
W roku 1988 powiedziałem, że „ja di=ożyje czasów kiedy Polska będzie normalnym krajem, a moje dzieci, a najpóźniej wnuki, kiedy będzie krajem zamożnym” – jeszcze rok temu uważałem pierwsze za wykonane, a drugie w zasięgu być może nawet mojego życia. Dziś mi to odebrano.
Dlatego nie czas na pięknoduchowskie filozofowanie. Trzeba działać. To robię.
A.
Korespondencja z Przyjacielem opublikowana na FB 18 stycznia 2016 roku