Majdan
Rok temu zaczął się Majdan. 21 listopada Mustafa Najem, dziennikarz niezależny rzucił na Facebooku hasło wyjścia na plac i przyszło około 2000 osób. Jakieś dwa tygodnie wcześniej, w sytuacji kiedy ekipa Janukowycza się wikłała, pomysł ogłosił Jurij Łucenko.
Janukowycz nie wiedział co zrobić z tym fantem, część jego ludzi mówiła nawet o przyłączeniu się do Majdanu. W końcu po tygodniu zarządzono pałowanie i to zintegrowało Majdan i nadało mu rozgłosu. Ale ekipa Janukowycza nadal była pozbawiona zdecydowania i pomysłu.
Zimą ktoś, moim zdaniem prowokatorzy moskiewscy albo skrajnie prawicowi pożyteczni idioci, zaczął strzelać do tłumu i do sił porządkowych. Twierdzę, że chodziło o spowodowanie brutalnej akcji sił Janukowycza, co zniszczyłoby resztki wiarygodności Ukrainy na Zachodzie i pchnęło samego Janukowycza i kraj w objęcia Moskwy. Czyli Putin osiągnąłby swój cel: panowanie nad całą, formalnie niepodległą Ukrainą.
Interwencja Sikorskiego (sławetne „Wystrzelają was!”) podczas wizyty trzech ministrów spraw zagranicznych, spowodowała podpisanie przez przywódców Majdanu porozumienia z Janukowyczem, co udaremniło krwawy scenariusz. Ale, że Janukowycz był słaby i bez koncepcji, to uciekł z Kijowa i to zdetonowało rewolucję.
Putinowe ratowanie co się da
Tracą całą Ukrainę Putin rozpaczliwie rzucił się, do być może zbędnej, obrony baz na Krymie. Cele tej skutecznie i w sumie błyskotliwie przeprowadzonej akcji były rozmaite. Po pierwsze zabrać Krym i bazy wojskowe, zabezpieczając je przed ewentualna utratą. Po drugie skompromitować nowotworzące się władze i cały słaby aparat państwa w oczach Ukraińców. Po trzecie stworzyć mechanizm wewnętrznego konfliktu rozwalającego państwo i wspólnotę obywateli Ukrainy. W dużym stopniu to się udało – ale nie w pełni.
Władza i państwo przetrzymało. Patriotyzm (wręcz nacjonalizm) ukraiński został obudzony i skonsolidowany. W tym sensie to przegrana Putina. Dwa pozostałe cele osiągnął. Ale za jaką cenę?! Wkurzył cały świat, nawet Chiny i Japonię i Białoruś. Niespodziewanie pobudził Unię Europejską i NATO do działania i sankcji. Sankcje na początku delikatne, wręcz bojaźliwe były nasilane i dziś okazują się całkiem dotkliwe. W sumie oceniam to jako poważną przegraną Putina.
Agresji putinowej akt drugi
Atak na Krym pod hasłami obrony Rosjan, połączony z dywersją polityczną na wschodzie Ukrainy, obudził separatystów. tam istnieje realny problem rosyjskojęzycznej ludności, lecz niekoniecznie był problem antyukraińskości. Wiadomo, że znaczna część rosyjskojęzycznych obywateli wschodu uważała się za Rosjan obywateli Ukrainy albo wręcz za rosyjskojęzycznych Ukraińców, także w nadziei na dołączenie do Zachodu. Oczywiście w jakiejś mierze problem istniał ale nadawał się na rozwiązanie go przez nowe demokratyczne państwo, być może aż do stopnia autonomii regionów wschodnich. Już Unia Europejska by tego dopilnowała w ramach doprowadzania państwa do standardów wolności i demokracji. Tymczasem ingerencja Putina to przekreśliła doprowadzając do wojny domowej, w której po jednej stronie wystąpiły zakamuflowane siły rosyjskie.
Po co to? Po aneksji Krymu, kiedy i tak już Rosja pokazała swój sposób działania, a reakcja Zachodu wydawała się miękka i chwilowa, Putin doszedł do wniosku, że oderwanie znacznej części Ukrainy ponownie: pozwoli wziąć co cenne dla Rosji, skompromitować władze i aparat państwa w oczach obywateli, zdestabilizować Ukrainę i skompromitować ją w oczach świata. No i ważnym celem było pokazanie Rosjanom: proszę, jesteśmy mocarstwem, a car wygrywa wojny.
Znów się nie do końca udało. raz, ze państwo ukraińskie w końcu zaczęło sobie dawać radę militarnie, a mieszkańcy wschodu nie rzucili się ochoczo w objęcia Rosji. Co więcej nie udało się zapobiec porządnemu i skutecznemu przeprowadzeniu wyborów demokratycznych, ani podważyć ich legitymizmu.
Dwa, Putin, pogardzający demokracja, nie docenił determinacji Zachodu i możliwości wprowadzenia sankcji.
Trzy, co prawda poparcie sondażowe dla Putina (kto to bada i na czyje zlecenie?!) jest ogromne ale sytuacja gospodarcza w Rosji zaczęła się gwałtownie pogarszać. Do tego nie dało się ukryć „transportów 200”, czyli ofiar konfliktu, w którym rzekomo żołnierze rosyjscy nie uczestniczą. Jedna, dziesięciotysięczna manifestacja w Moskwie na nas wrażenia nie robi ale tam to jest niebezpieczny precedens. Żadne zakwestionowanie nieomylności dyktatora w dyktaturze nie jest możliwe. Wymaga zdławienia albo prowadzi do upadku dyktatora. No i nie wiemy jak na to wszystko patrzą sojusznicy Putina, oligarchowie, których interesy cierpią.
Akt trzeci
Porozumienie mińskie przerwała, zapewne tylko na jakiś czas zbrojną i jawną część konfliktu. Niejako w zamian Rosja zaczęła prowokować świat militarnie. Jeszcze latem ćwiczenia wojskowe przy granicy Chin i przy granicy Japonii, w bardzo prowokacyjnych miejscach, od lat nie praktykowane oraz naruszenia przestrzeni powietrznej republik bałtyckich. Teraz już zaczepianie NATO w Norwegii, Portugalii, ponowne po 30 latach zaczepianie Szwecji, wysyłanie okrętów na ocean, czego nie praktykowano powszechnie od lat 80.
Czemu to służy? Na pewno podwyższeniu gotowości własnych sił zbrojnych. Można to uznać za naturalne działanie państwa o znacznym i światowym potencjale. Zapewne tez swoistemu testowaniu potencjalnych przeciwników (NATO, Japonia) jak i przeszkód na drodze do nich (Szwecja). Taki wywiad, namiastka „rozpoznania bojem”. Można by to rozumieć, gdyby nie fakt, iż pogarsza to obraz Rosji w świecie, usztywnia stanowisko Zachodu, pogłębia to „wkurzeni”, o którym mówiłem na początku.
A wiec o co chodzi? Pewnie o budowanie morale społeczeństwa i sił zbrojnych. Lecz przede wszystkim chodzi o manifestację wobec świata.
Rosja pokazuje: wciąż jesteśmy mocarstwem światowym, możemy wszystko i wszędzie i nic nas nie obchodzi co o nas myślicie. W czasach ”zimnej wojny” nas się baliście i macie bać się ponownie. Jest takie powiedzenie przypisywane Neronowi: ODERINT DUM METUANT- Niech nienawidzą, byleby się bali. I to jest esencja podejścia Putina, to jego wizja uzyskania wielkości Rosji.
A więc, czy Putin zwariował?
Tu anegdotka: parę dni temu okazała się w Polsce napisana w 2012 roku ostatnia powieść zmarłego rok temu Toma Clancy’ego „Zwierzchnik”. Akcja sprowadza się do budowanej mafijnymi metodami władzy niejakiego Wołodina, byłego pułkownika KGB, który próbuje przywrócić Rosji mocarstwową pozycję. Powieść zaczyna się od pancernego ataku rosyjskiego na Estonie, skąd zresztą czołgi się wycofują wobec interwencji NATO. A dalej jest już o agresji Rosji na Ukrainę. Prorok?
Nie, uważny obserwator. Jak widać problem był do przewidzenia. W jakimś sensie zmarły prezydent Kaczyński miał tu racje mówiąc, że najpierw Gruzja, potem Estonia i Łotwa, potem Ukraina… Przyznaje mu tu rację, nie przyznaje racji w metodach działania, jakie stosował, a zupełnie nie przyznaję racji w totalnym braku skuteczności w polityce zagranicznej.
A wiec Putin nie zwariował, mimo, iż zaczepianie i prowokowanie całego świata wydaje się być zachowaniem szaleńca. Putin po prostu odbudowuje mocarstwo, które zaczęło rosnąć 400 lat temu, uzyskało rangę mocarstw światowego jakieś 250 lat temu, a na pewno 200, a utraciło ją w pewnym stopniu 25 lat temu.
Czemu pisze w pewnym stopniu? Z kilku powodów. Jednym jest specyfika narodu rosyjskiego, nazwijmy to pompatycznie wielkość ducha tego narodu. Drugim jest wielkość kraju, z racji obszaru i zasobów jest to kraj, którego nie można podbić. I trzecia kwestia, najbardziej niewątpliwa. Rosja jest drugim, i jedynym obok USA, krajem posiadającym zdolność zadanie drugiego uderzenia jądrowego. Taktyczne siły jądrowe Indii, Pakistanu, Korei płn. Izraela (jeśli je ma) oraz strategiczne brytyjskie, francuskie i chińskie można teoretycznie zniszczyć bezkarnie pierwszym i ostatecznym uderzeniem jądrowym. Amerykańskich i rosyjskich nie, oba kraje nada zapewniają sobie pewność wzajemnego zniszczenia.
A więc Rosja nawet w kryzysie, skorumpowana, rozdzierana przez oligarchów, z tonącymi i zardzewiałymi okrętami i nielotnymi samolotami pozostała w tym sensie mocarstwem globalnym, jednym z dwóch. Problem w tym, że Putin błądzi. Mentalność oficera KGB w wydaniu prymitywnym i mentalność mafiosa i karateki, każą mu wierzyć w siłę fizyczną i wymuszać szacunek prężeniem muskułów.
Nie zauważył, że od kilkudziesięciu lat potęgę globalna buduje się inaczej. Nie dostrzegł, że potęga globalną stali się Niemcy, mający mniej czołgów niż pogardzana Polska. Nie dostrzegł, że pewien prezydent USA kazał sobie wypisać nad biurkiem „Gospodarka durniu”, nie zauważając nawet, że oba człony hasła są prawdziwe.
I tu Putin pobłądził. Zamiast, korzystając z kolosalnego potencjału surowcowego, terenowego i ludnościowego i włączyć się w światowy rynek, zamiast stowarzyszyć się z Unią Europejską I USA, zamiast tworzyć wspólnie z NATO „pakt białego człowieka”, uległ swej mentalności i pręży muskuły.
Budowa na siłę „unii celnej”, do której usiłował zmusić Ukrainę, zamiast wsparcia jej w łączeniu z UE i potraktowania, jako „drzwi do zarabiania na Europie” pokazuje, że nie rozumie on tego, co dawno zrozumieli Chińczycy. Owszem, mają nowoczesną armię, czasem pobrzękują szabelka ale generalnie nie usiłują podporządkowywać sobie terytoriów i ludności militarnie. Oni robią biznes. Zarabiają i rosną. A Putin szanse na taki biznes na długie lata zmarnował.
Co będzie dalej?
Tego oczywiście nikt nie wie. Pewnie sam Putin też nie wie. Będzie dostosowywał się do sytuacji.
Można przewidywać próby dywersji politycznej, ekonomicznej, może terrorystycznej w Ukrainie. Być może podobne w Mołdawii, republikach bałtyckich, Gruzji, a gdyby „zaszła potrzeba” to i Białorusi, czy Kazachstanie.
Twierdze, że będą działania osłabiające państwa Unii, szczególnie dawne „demoludy”. Wspieranie lub manipulowanie skrajnej prawicy, kwestionowanie instytucji państwa i ośmieszanie Unii Europejskiej, to oczywiste narzędzia.
Będzie wymuszanie respektu przez pokazywanie bombowców przy odległych od Rosji granicach o prezentowanie nowych broni.
Nie spodziewałbym się próby wywołania wojny w tradycyjnym rozumieniu, a jak daleko Rosja posunie się z wojną hybrydową, to zależy od nas. Nas, Ukraińców – Ukraina musi, MUSI się wewnętrznie reformować i umacniać, być atrakcyjna dla własnych obywateli, także rosyjskojęzycznych. Nas, Unii Europejskiej – musimy być konsekwentni, nie dopuszczać mentalności drobnego sklepikarza, co pozwala osłabiać lub niwelować sankcje i prowadzić rozbieżną politykę. Nas, NATO – potrzebne jest usprawnianie reagowanie, umacnianie militarne, zdolność interweniowania w obronie wschodnich rubieży.
No i wreszcie nas, Polaków. Polska musi być jak najsilniejsza. Gospodarczo, poprzez własny rozwój i poprzez pogłębianie integracji europejskiej. Politycznie, poprzez mądrą, wyważoną i zdolną do pozyskiwania sojuszników, politykę zagraniczną. Oczywiście militarnie, czego nie będę tu rozwijał z braku czasu.
Jest też obszar, który dotyczy już wyłącznie nas samych. Wewnętrzna jakość państwa, jego sprawność, organizacja – tu jest mnóstwo do poprawiania. Trzeba jednak umieć reformować, poprawiać, a nie rozwalać. No i trzeba dbać o to, by nie kwestionowano istnienia państwa, nie delegitymizowano go. Znów nie będę rozwijał, nie czas tu na polsko-polską awanturę.
No i na koniec taki detal. Nasze relacje z Ukraińcami. Takie codzienne. Jest ogromny ocean zaszłości historycznych, które w odróżnieniu od relacji z Niemcami, nie są do końca zamknięte, bo nie rozliczone. Tu wydaje się, że jakby nieco więcej mieli do zrobienia Ukraińcy ale od nas wymagam dojrzałej cierpliwości. Naród żyjący w poczuciu zagrożenia, jak Ukraińcy, nie może być zmuszany do uznawania własnych win. Dopóki Ukraińcy nie będą mieli poczucia własnej siły, bezpieczeństwa, będzie im trudno przejść rozliczenia z własną przeszłością. A więc czas i cierpliwość z naszej strony, podnoszenie pozytywów sąsiedztwa, a nierozdmuchiwanie, nawet najtragiczniejszej przeszłości ani też współczesnych wyskoków.
21 listopada 2014