Lakonicznie:
Pis wygrał wybory, to oczywiste. Zwiększył elektorat o dwa miliony. Będzie mógł rządzić samodzielnie, czyli bez szukania koalicjantów.
Przegrał jednak część wyborów. Utracił komfortową przewagę w Senacie. Poniósł prestiżowe porażki, symboliczny jest warszawski wynik Kidawy-Błońskiej i prezesa. Nie dał rady osiągnąć większości pozwalającej odrzucać veto Prezydenta, a przecież od przyszłego roku może to mieć ogromne znaczenie. O szansie na zmianę Konstytucji szkoda marzyć.
Tyle o faktach, a co ze skutkami?
Utrata większości w Senacie, to precedens. Walec pisu został zatrzymany. Miał rządzić z dużą swobodą, a tu opozycja wbrew prognozom nie została zmiażdżona. No i dużo trudniej będzie przepychać ustawy kolanem. Nie będzie można mianować na część stanowisk przestępców lub ludzi skrajnie podległych prezesowi. A jeśli opozycja wygra wybory prezydenckie, to będzie w stanie zablokować pisowskie bezprawie w stanowieniu prawa.
Patrząc na przyszłą sytuację polityczną pisu: Nie zniszczył PSL. Ma już konkurencję socjalną z lewicy i “narodową” z Konfederacji. Wewnątrz tzw. zjednoczonej prawicy dużo silniejsze stały się grupy Ziobry i Gowina.
Co to wróży? Trudno przewidywać. Zapewne silniejsze niż kiedykolwiek próby korumpowania poszczególnych parlamentarzystów. Zapewne radykalizację pis w „zadęciu patriotycznym”. Prezes będzie musiał zadbać o odbudowanie swojej wszechwładzy, to może nie być łatwe, szczególnie w kontekście jego spodziewanego zwolnienia lekarskiego nadchodzącej zimy.
Zacznie się też zwalanie na opozycję i Senat winy za nie przeprowadzane reformy. Już się zaczęło: zanim jeszcze ogłoszono wyniki, któryś powiedział, że część obietnic wyborczych wobec wyniku wyborów nie da się zrealizować.
Co powinniśmy (my, opozycja – nawet jeśli nie jesteśmy formalnie członkami żadnej organizacji ani partii)?
Bez samozadowolenia z wyniku przyjąć go jako sukces całej opozycji.
Przeanalizować przyczyny zachowania się elektoratu. Nie wmawiać sobie, że „jest głupi”, nie obrażać milionów wyborców, czy też całości społeczeństwa. O tym zamierzam jeszcze pisać w najbliższym czasie.
Zastanowić się nad wartością jedności (nie tylko w kontekście D’Hondta ale i wyborów prezydenckich). Skoncentrować się na wyborach prezydenckich, a nie na pretensjach, personaliach i rozliczeniach. Nie bzdurzyć o tworzeniu nowych partii, rozwalaniu dawnych, czy szukaniu nowego lidera. Partię buduje się długie lata! Lider, gdyby istniał już by się wyłonił.