2020-08-08 sobota do 2020-08-15 sobota
Rankiem po całonocnej podróży przyjechał z Radomia Mariusz. Ma tylko kilka dni, postanawiamy popłynąć do Mrzeżyna i z powrotem, sobotę wykorzystujemy na krótki wypad na redę. Trochę wieje, Mariusz – pierwszy raz na morzu – jest zachwycony falą i przechyłem.
Do Mrzeżyna zabieramy Emilię i Krzycha (ostatni ubiegłoroczny załogant). Wrócą do Kołobrzegu busem. Jest miło i plażowo, owocuje to kąpielą w czystej i dość ciepłej wodzie.
Po powrocie do Kołobrzegu zostaję sam, robię jeszcze krotki wypad z kuzynami z Poznania, mają dodatkową atrakcję w zatłoczonym Kołobrzegu. Pogoda upalna i plażowa, wieje mało, pozwalam im zrezygnować z kamizelek – nie chodzą po pokładzie, kokpit głęboki.
Życie towarzyskie w marinie, słuchanie muzyki i nieodległej muszli koncertowej (Kołobrzeska Orkiestra Zdrojowa!), spacery z kijkami nordic-walking wypełniają kolejne dni. Wieczory są ciepłe, nocy z ogromna rosą, słoneczne dni chłodzone zimnym północnym wiatrem.
Wreszcie postanawiam ruszyć na wschód… tam musi być jakaś cywilizacja. Pierwszy skok do Darłówka. Najważniejszym punktem jest pranie i suszenie, wygląda na to, że kolejne będzie już w domu.
W Darłówku czekam na otwarcie akwenu nr 6. Ciekawe, czy armia musi ćwiczyć w szczycie sezonu żeglarskiego, czy po prostu urządzają sobie plaże na koszt podatników. Dla mnie to kolejny dowód zbędności wojska w cywilizowanym świecie.
W Darłówku tłok i hałas jeszcze większy, niż w Kołobrzegu, marina “oblężona”: z jednej strony bardzo wesołe miasteczko, z drugiej jakaś prowizoryczna estrada, gdzie cały dzień ustawiają akustykę. Ubarwieniem dnia jest spotkanie przyjaciół z Sailforum, zmniejszamy nieco zapasy czeskiego piwa pozostawione przez Pawła. Wieczorem mam szczęście. Przypadkiem trafiam na transmisję meczu Ligi Mistrzów. Sympatyczny barman na prośbę któregoś z gości o włączenie “jedynki” albo “dwójki” odpowiada: “TEJ TELEWIZJI TUTAJ SIĘ NIE OGLĄDA” i proponuje Eurosport. Mecz niesamowity: Bayern Monachium – Barcelona 8:2! Lewy ma zapewniony tytuł króla strzelców LM w tej edycji. Żal tylko bezradnego Messiego.
Decyduję: w sobotę przenieść się do Ustki. “Nie wieje” ze wschodu, więc jazda na silniku, tuż przy brzegu, opalanie, spokój. Nigdy tak blisko Jarosławca nie przepływałem.
W Ustce jestem wczesnym popołudniem, z braku miejsca każą mi stać po wschodniej stronie. Miejsce niezbyt wygodne, polery cumownicze daleko od siebie, prąd trzeba ciągnąc z daleka. Na szczęście bosman zwraca mi uwagę, że mogę cumować do gum na nadbrzeżu, które nie przylegają bezpośrednio do betonu. Postój okazuje się zaskakująco spokojny, po za dużym ruchem turystów. Obiad, spacerek, spotkanie z Rysiem I Kasią i ich białą Bestią. Umawiamy się na równoczesne wyjście w niedzielę, chcę zobaczyć ich nowy jacht na wodzie.