2020-07-08 środa do 2020-07-10 piątek
Podczas żeglugi stwierdziliśmy, w w zęzie pojawia się paliwo. Jaromir odnalazł miejsce. Wyciek był na sterowaniu pompy wtryskowej. Sprawa zbyt delikatna, by to dotykać samemu, co zresztą potwierdził w konsultacji telefonicznej stały mechanik TEQUILI z Pucka. A więc szukam mechanika w Szczecinie i okolicach.
Sprawa niełatwa: wszyscy albo zajęci albo mają zbyt daleko dokoła Zalewu. Już zastanawiam się nad przetrwaniem dalszych tygodni z zapachem ropy we wnętrzu, gdy nagle wpada mi w oko kontakt w telefonie: MechSzcec komórkowy 501….. Dzwonię z lekkim oporem ale przypominam sobie, że rekomendacji udzieliła mi Agnieszka z “Tobiasa”. No i super: Kuba kojarzy mnie z publicystyki internetowej i działalności SAJ. Uzgadniamy, że podpłynę za trzy godziny do Centrum Żeglarstwa na Dąbiu.
Diagnoza rozpoczyna się zaraz po zacumowaniu. Tak, to cieknie na pompie. Tak, dobrze, że nic nie dokręcałem. Tak, da się zrobić.
Cieknie na zaworze, przez 46 lat wytarło się pasowanie tłoczka i tulei, miało prawo.
Naprawa wymaga zakupu kompletu zaworu regulującego dopływ paliwa do pompy. To musi potrwać. Współpracujący z Kubą Albin ma rozwiązanie: wieziemy tłoczek do tokarza nieopodal. Wytoczy 2,5 mm od końca tłoczka odpowiedni rowek, tam trafi o-ring i po kłopocie.
Przy okazji zabieram kabestan, ten w którym w ubiegłym roku Krzysiek zastąpił sprężynkę kawałkiem sprężynki od długopisu. Z podobnych przyczyn, (wiek), wyrobiły się gniazda zapadek i szczególnie jedna wypada. Trzeba wyfrezować nowe gniazda, miałem to załatwić wiosną ale idiotyczny koronawirusowy zakaz dostępu do własnego jachtu spowodował, że “jakoś zeszło”.
Kabestan zostaje w ubranku po pośpiesznie wypitej coli. Jest już późne popołudnie, czekamy do rana na odbiór robót od tokarza.
Pogoda piękna, choć zmiennochmurna i chłodna. Wieczór spędzam solo, trochę łażąc po Dąbiu, trochę słuchając muzyki. Podziwiam też kilka drewnianych jachtów, tak dobrze mi znanych z przeszłości. Późny wieczór zaznacza nieprzyjemna sytuacja: czterech pijaniutkich durniów skacze po jachtach, usiłując włamywać się w poszukiwaniu wódki. Na koniec trafiają i do mnie. Na szczęście wyjątkowo mam pozamykane dokładnie z powodu zimna. Słyszę: “Ku… tu też zamknięte na klucz”… rezygnują ze sprawdzenia, a chwilę potem słychać syrenę policyjną i wszystko cichnie.
Pierwsza taka sytuacja w moim żeglowaniu morskim! Rano sympatyczna rozmowa z szefem Centrum, będą wnioski do do poprawy bezpieczeństwa, a delikwenci zidentyfikowani z monitoringu wylatują z hotelu. mam odczucie, że to jakieś szersze, choć nieco nowe zjawisko. Wrócę jeszcze kiedyś do tematu.
Po rozmowie z szefem odbieram części od tokarza. Kabestan daje się złożyć bez kłopotu i działa idealnie. Zawór także, jednak Albin cierpliwie i wielokroć reguluje ustawienia gazu, aż moje ucho dojdzie do wniosku, że wszystko jest tak jak wcześniej. Zależy mi na tym, przy krótkim skoku dźwigni gazu inne ustawienie wymagałoby ponownego przyzwyczajania ręki, by nie gasić niechcący silnika podczas manewrów. Z kolei ustawienie w przeciwną stronę pozwalałoby nadużywać wysokich obrotów, czyli forsować silnik, a bez efektów w postaci większej prędkości – obecne 5,5 węzła na spokojnej wodzie wystarcza w zupełności.
Żegnam więc sympatycznych i życzliwych mechaników i ruszam z powrotem na Gocław. Po drodze spotykam Jespera, “Michalina” stoi w “Pogoni”. Zamieniamy parę zdań i w drogę na spotkanie nowej załogi.